Prokuratura generalna Białorusi wszczęła postępowanie karne w sprawie Ramana Bandarenki, który został pobity na śmierć w listopadzie zeszłego roku. Jest to pierwsze śledztwo w sprawie śmierci uczestnika antyrządowych protestów na Białorusi.

O wszczęciu postępowania matka mężczyzny, Alena Bandarenka, poinformowała portal TUT.by.

Śledztwo wszczęto z artykułu o umyślnym spowodowaniu ciężkich obrażeń, które z kolei doprowadziły do nieumyślnego spowodowania śmierci. Przewidziana z tego artykułu kara to pozbawienie wolności na okres od pięciu do 15 lat.

Prokuratura generalna potwierdziła tę informację w komunikacie, zaznaczając jednak, że nie ustalono, by w zadanie ciężkich obrażeń „byli zaangażowani funkcjonariusze MSW”.

Raman Bandarenka 12 listopada ub.r. zmarł w szpitalu na skutek ciężkich obrażeń. Dzień wcześniej na podwórku, zwanym Placem Przemian, został zaatakowany przez „nieznanych sprawców”, najprawdopodobniej pracowników struktur siłowych w cywilu, którzy obcinali wiszące na płocie biało-czerwono-białe wstążki, będące symbolem białoruskiego protestu.

W czasie sprzeczki na podwórku jeden z mężczyzn pchnął Bandarenkę, a następnie zabrano go do białego mikrobusu. Potem miał trafić na komisariat, a kilka godzin później – do szpitala, gdzie lekarze nie zdołali go uratować.

Przedstawiciele organów ścigania oraz Alaksandr Łukaszenka twierdzili później, że na podwórku doszło do „sąsiedzkiej awantury”, a Bandarenka był pijany. Lekarz i dziennikarka, którzy ujawnili informację, że w krwi mężczyzny nie wykryto alkoholu, mają zarzuty karne o „ujawnienie tajemnicy lekarskiej”.

Z ustaleń mediów i nagrań audio, które trafiły do internetu, wynika, że osobami, które uczestniczyły w zatrzymaniu Bandarenki, mogli być kickbokser i mistrz świata w muay thai Dzmitryj Szakuta (miał m.in. szkolić siły specjalne milicji) i szef białoruskiej federacji hokeja Dzmitryj Baskau, których telewizja Biełsat określiła jako „ludzi powiązanych z otoczeniem Łukaszenki”.