18 listopada Zespół Trójstronny ds. Ochrony Zdrowia odniesie się do ministerialnych pomysłów zmian w ustawie o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych, zwanej ustawą o minimalnych wynagrodzeniach medyków. Propozycje na piśmie strona społeczna dostała we wtorek. W grę wchodzi zamrożenie ustawy podwyżkowej, przesunięcie podwyżek z lipca na styczeń (kolejna podwyżka miałaby miejsce nie w lipcu 2026 r., a w styczniu 2027 r.) czy zmiana mechanizmu waloryzacji najniższych wynagrodzeń zasadniczych.
Dziś wiadomo, że warunkiem jakichkolwiek ustępstw ze strony społecznej jest ograniczenie zarobków medyków na kontraktach, czyli w większości lekarzy. To właśnie ich pensje mają kosztować dyrektorów szpitali najwięcej.
Koniec z procentem od operacji dla lekarza
Według marcowego raportu Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji mediana zarobków lekarzy na umowach cywilnoprawnych we wrześniu 2024 r. wynosiła 24,6 tys. zł, podczas gdy zatrudnionych na podstawie umowy o pracę ok. 19 tys. zł brutto. Wartość 431 umów, czyli 1 proc. wszystkich, mieściła się w granicach 100–300 tys. zł. I choć samorząd lekarski dowodził, że takie zarobki osiągają tylko wąsko wyspecjalizowani lekarze, wykonujący najtrudniejsze i najrzadsze procedury, a najwyższa faktura opiewająca na 300 tys. zł, dotyczyła pracy nie tylko lekarza, lecz także personelu pielęgniarskiego, to szefowie placówek uważają, że kontrakty są za wysokie.
Resort proponuje, by maksymalna wartość kontraktu ze szpitalem wynosiła 48 tys. zł brutto miesięcznie i 250 zł brutto za godzinę. Nie chce także, by kontraktowcy pobierali wynagrodzenie w formie procentu od stawki, jaką za procedurę medyczną płaci placówce Narodowy Fundusz Zdrowia. Dotyczy to głównie lekarzy zabiegowców – chirurgów, ortopedów, laryngologów, neurochirurgów – którzy nierzadko pracują na własnym sprzęcie (np. kolumnie do artroskopii), który wstawiają do szpitala.
Lekarze będą pracować tak, żeby się opłacało
Na lekarzy ta propozycja zadziałała jak płachta na byka. – Nie ma sprawy – mówi nam ortopeda, który operuje kolana w szpitalach powiatowych Wielkopolski. – Jeśli szpital zrezygnuje z procentu od operacji i zaproponuje mi stawkę godzinową, chętnie na to przystanę, ale nie będę miał motywacji, by operować szybciej. Będę za to bardzo dokładny i zarobię tyle, żeby mi się to opłacało – mówi specjalista.
Dodaje, że może też odejść do kliniki prywatnej, w której za zabiegi pacjenci płacą z własnej kieszeni. – Tyle że wtedy stracą ci, którym moja praca jest najbardziej potrzebna – osoby najbiedniejsze, najsłabsze i najstarsze – mówi z żalem. Dodaje, że leczenie opiera się na pracy lekarzy i jeśli kontraktowcy – a takich jest większość – odejdą do sektora prywatnego, pacjentów leczyć będą rezydenci, którzy zawodu dopiero się uczą, i najstarsi specjaliści czekający na emeryturę. Podobne wypowiedzi słyszymy jeszcze od kilku lekarzy.
Wybiórcze oszczędzanie Ministerstwa Zdrowia
Wojciech Wiśniewski z Federacji Przedsiębiorców Polskich, wiceprzewodniczący Trójstronnego Zespołu ds. Ochrony Zdrowia, nie obawia się odpływu specjalistów z publicznej ochrony zdrowia. – Wszelkie sondaże na temat zamożności Polaków z kilku ostatnich lat pokazują, że nasze społeczeństwo prawie nie ma oszczędności, a osoby mające zaoszczędzone ponad 50 tys. stanowią nikły procent. Nie sądzę, by tyle osób stać było na prywatne zabiegi, których całkowite koszty kształtują się na poziomie kilkudziesięciu tysięcy – przekonuje.
Marcin Karolewski, prezes Polskiego Towarzystwa Lekarzy Menedżerów i wiceprezes Wielkopolskiej Rady Lekarskiej, zwraca jednak uwagę, że resort zdrowia oszczędności szuka bardzo wybiórczo i niekoniecznie wszędzie tam, gdzie może ich dokonać. – Jeżeli ogranicza się pensje pracownikom kontraktowym szpitala, to nie powinno to dotyczyć wyłącznie medyków. Ogromne kontrakty podpisują ze szpitalami kancelarie prawne, które miesięcznie pracują dla placówki 50 godz., co nie stanowi nawet połowy etatu. Wysokie wynagrodzenia mają informatycy. Ja oszczędności szukałbym gdzie indziej – np. przyglądając się kontraktom z firmami informatycznymi, których usługi potrafią zdrożeć o 600 proc. rocznie, a nie można wypowiedzieć im umowy, bo są jedynym dostawcą oprogramowania – zauważa rozmówca DGP.
Ministerialne plany zmian w ustawie o wynagrodzeniach medyków
Wszystko jednak wskazuje na to, że resort zdrowia gotowy jest poświęcić pensje lekarzy, zwłaszcza tych, którzy zarabiają najwięcej. Co chce zrobić w zamian?
Zamiast waloryzacji najniższych wynagrodzeń opartej na procencie wzrostu przeciętnego wynagrodzenia brutto w gospodarce narodowej za rok poprzedni, ministerstwo chce powiązać je z niższym wskaźnikiem: podwyżek w sferze budżetowej. Planuje też wprowadzić do ustawy przepis nakładający na podmiot leczniczy obowiązek zakwalifikowania pracownika do wyższej grupy zawodowej, gdy podniesie on swoje kwalifikacje. W planach jest również zmniejszenie różnic w pensjach pracowników niektórych grup – np. pielęgniarek z licencjatem i tych po liceum medycznym, ale z dużym doświadczeniem zawodowym. ©℗