Wczoraj nad kierunkiem zmian w ustawie podwyżkowej prezydium zespołu trójstronnego ds. ochrony zdrowia debatowało z minister zdrowia Jolantą Sobierańską-Grendą i wiceminister zdrowia Katarzyną Kępką. Jakie rozwiązania zaproponował resort zdrowia stronie społecznej? Po pierwsze, waloryzację wynagrodzeń analogiczną do obecnej. Po drugie, by ustawa podwyżkowa obowiązywała nie od 1 lipca, a od 1 stycznia każdego roku. Wreszcie przy okazji Ministerstwo Zdrowia chce wprowadzić zmiany w wynagradzaniu lekarzy kontraktowych. Ich stawka godzinowa miałaby wynosić maksymalnie 250 zł brutto, dziś to nawet 500 zł za godzinę, choć są wyjątki, które zarabiają więcej.
Lekarze zabiegowcy bez procenta od wykonanych operacji
Do tego zabiegowcy na kontrakcie nie mogliby otrzymywać wynagrodzenia w formie procentu od wykonanej procedury (zamiast stawki godzinowej). Resort chce też zmienić różnice w wynagrodzeniach pielęgniarek, położnych, farmaceutów, psychologów, diagnostów laboratoryjnych i fizjoterapeutów, dziś zależne od specjalizacji i wykształcenia.
Jak wyjaśniały członkinie kierownictwa resortu zdrowia, zmiany w ustawie są konieczne, żeby ratować dziurawy budżet NFZ.
– Ta ustawa dała medykom godne zarobki, a pacjentom pewność, że będzie miał się nimi kto zająć. Zanim weszła w życie, lekarze wyjeżdżali do pracy za granicę, a pielęgniarki, fizjoterapeuci, psychologowie, diagności laboratoryjni i farmaceuci szpitalni rezygnowali z zawodu albo wybierali pracę w sektorze prywatnym, w którym pacjenci za leczenie płacą z własnej kieszeni – mówi nam dr Tomasz Dybek, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Fizjoterapii.
Oszczędności na medykach nie załatają dziur w budżecie NFZ
Już widać, że osiągnięcie porozumienia będzie trudne. Środowisko lekarskie mówi wprost, że oszczędności na pracownikach nie załatają dziury w budżecie NFZ. Dlatego medycy sprzeciwiali się dotychczasowym pomysłom, jak zamrażanie ustawy podwyżkowej czy przesuwanie jej w czasie. Jak tłumaczy Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, drogą do poprawy sytuacji są zmiany w wycenie procedur i powiązanie ich z mapą potrzeb zdrowotnych.
Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich, również uważa, że to były złe rozwiązania, bo tylko odwlekały podwyżki w czasie. Jego zdaniem zastosowanie podwyżek takich, jak ma to miejsce dziś w sferze budżetowej, jest kompromisową propozycją. Choć przyznaje, że jest mniej korzystne od tego, które proponowała FPP.
Przedsiębiorcy: podwyżkę dla lekarzy lepiej uzależnić od inflacji
– Proponowaliśmy zastosowanie rozwiązania, na podstawie których są dziś waloryzowane emerytury, czyli podwyżka byłaby zależna od inflacji i wskaźnika równego 20 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia. To dałoby w przyszłym roku 6-7 mld zł oszczędności – wylicza i dodaje, że propozycja zespołu oznacza podwyżkę tylko o wskaźnik przyszłorocznej inflacji, która jest prognozowana na poziomie 3 proc.
– Dzięki niej siła nabywcza pracowników zostałaby utrzymana, choć podwyżka byłaby mniej odczuwalna. Takie rozwiązanie jest uzasadnione trudną sytuacją finansów publicznych. Poza tym wynagrodzenia w służbie zdrowia zostałyby zrównane z tymi w innych sferach administracji publicznej. Z drugiej strony w przyszłości, kiedy finanse publiczne uległyby poprawie i możliwe byłoby zastosowanie wyższego wskaźnika podwyżek, sektor zdrowia na tym by też zyskał – zaznacza Łukasz Kozłowski. ©℗