DGP zapytał cztery główne partie o ich propozycje antyimigranckie. Pomysły idą dużo dalej niż zasiłek na dziecko czy mieszkaniowy.

Konserwatywny rząd w Wielkiej Brytanii zapowiada kolejne kroki na drodze ograniczenia zasiłków dla emigrantów. Tym razem chodzi o dodatek mieszkaniowy. Zmiany zapowiadają ministrowie: spraw wewnętrznych Theresa May oraz pracy i emerytur Ian Duncan Smith. Swoje plany przedstawili wczoraj na łamach znanego z antypolskich tekstów tabloidu „Daily Mail”.

Na mocy najnowszych przepisów, które mają wejść w życie w kwietniu, obywatele Unii, którzy przyjechali na Wyspy za pracą, nie będą mogli się ubiegać o zasiłek mieszkaniowy, jeśli otrzymują już zasiłek dla bezrobotnych. Przepis nie będzie obowiązywał tych, którzy znajdą pracę. Jeśli jednak stracą ją, będą mieli prawo do zasiłku mieszkaniowego tylko przez 6 miesięcy.

1 stycznia zaś rząd Camerona zmienił zasady przyznawania zasiłku dla bezrobotnych. Teraz imigranci będą mogli go otrzymać dopiero po trzech miesiącach pobytu na Wyspach. Pojawiła się także zapowiedź odebrania zasiłków na dzieci, które nie przebywają na stałe na Wyspach. Ten ostatni ruch uderzyłby zwłaszcza w polskie rodziny, gdzie jest najwięcej takich przypadków.

Byłoby to jednak sprzeczne z unijną swobodą przepływu osób. Pomysł skrytykował m.in. unijny komisarz ds. socjalnych Laszlo Andor. Ale to jeszcze nie koniec.

Migracyjny bałagan

Słowem kluczem w brytyjskiej debacie na temat migracji stały się „czynniki przyciągania” (z ang. pull-factors), czyli głównie ekonomiczne aspekty Wielkiej Brytanii, przez które decyzja o przyjeździe na Wyspy wciąż opłaca się mieszkańcom wielu krajów. Aby uporządkować „migracyjny bałagan”, jaki zdaniem konserwatystów pozostawili po sobie laburzyści, koalicja chce znacząco zmniejszyć magnetyzm Zjednoczonego Królestwa. – Po pierwsze musimy działać w kwestii czynników przyciągania, które zwiększają imigrację – napisała na początku roku na portalu PoliticsHome minister May.

Najpoważniejszym czynnikiem, z którym chcą walczyć konserwatyści, jest oczywiście brytyjski socjal. W tej sprawie partia stara się uczynić zasady przyznawania zasiłków „tak ciężkimi, jak tylko mogą być”. Trudno zaprzeczyć, że brytyjski socjal jest bardziej hojny niż polski, ale jak wynika z zamieszczonych obok danych, nie należy on do najbardziej szczodrych w Europie.

Według Eurostatu Wielka Brytania na osłonę socjalną wydaje prawie o połowę mniej na głowę mieszkańca niż Norwegia, 22 proc. mniej niż Holandia i 6 proc. mniej niż Niemcy. Z czterech rozpatrzonych przez nas krajów to Wlk. Brytania ma najniższy zasiłek na dziecko. Także osoby, które z różnych względów nie mogą znaleźć pracy, będą się miały lepiej w Holandii, Norwegii i Niemczech.

Konserwatyści w informacjach, które przesłali DGP, nakreślają kierunki działania rządu na przyszłość. Znajdziemy tam propozycję uzależnienia pełnej swobody przepływu osób od dochodów w danym kraju, a także pomysł wprowadzenia limitów migracyjnych. Jak przyznają politycy tej partii, nie wszystkie pomysły cieszą się poparciem nawet wewnątrz koalicji, nie wspominając już o tym, że byłyby nie do wprowadzenia bez zmiany unijnych traktatów.

Ta jednak może się pojawić całkiem niedługo. Stanie się to przy okazji negocjacji nad unią bankową, co będzie wymagało zmiany unijnych traktatów. Zdaniem b. wiceministra spraw zagranicznych, a obecnie eurodeputowanego z ramienia PO Pawła Zalewskiego traktatowe negocjacje dadzą Brytyjczykom instrument nacisku i wpływu. Jeśli Bruksela ugnie się przed żądaniami Londynu, będzie to miało poważne konsekwencje dla całej Unii. – Zgoda na ograniczenie jednego z fundamentów UE, czyli swobody przepływu osób, oznacza, że dostaniemy Unię a la carte, czyli zamiast wspólnoty każdy będzie sobie wybierał, co mu pasuje – przestrzega poseł. – Cameron jest pod olbrzymią presją wewnętrzną, zwłaszcza w kontekście referendum dotyczącego członkostwa w UE. Chce móc powiedzieć: wywalczyłem ograniczenie imigracji, co pozwala nam zostać w UE – mówi Zalewski.

Brytyjczycy także emigrują za chlebem, tyle że na antypody

Wyjazd motywowany względami zawodowymi deklarowało w 2011 r. 58 proc. Brytyjczyków, przy czym według Office for National Statistics (ONS), odpowiednika GUS – trend zarobkowy rośnie od 1998/99. Między 2000 a 2010 r. do umówionej wcześniej pracy w Australii wyjechało 92 tys. Brytyjczyków, do USA – 72 tys., Hiszpanii – 44 tys. W tym samym okresie kolejne 96 tys. wyjechało na antypody w ciemno. Często wśród wyjeżdżających znajdują się pracownicy wysoko wykwalifikowani, których ubytek powoduje drenaż mózgów na lokalnym rynku.

Według danych ONSv– uwzględniając liczby bezwzględne – emigracja z Królestwa spada i w roku kończącym się w czerwcu 2013 r. zamknęła się liczbą 320 tys. osób, osiągając najniższy poziom od 2001 r. W rekordowym z powodu kryzysu 2008 r. Wyspy opuściło 427 tys. osób. Należy pamiętać, że są to wartości dla wszystkich osób opuszczających Wielką Brytanię – także niebędących obywatelami Królestwa. W ostatnich latach ONS szacuje udział obywateli brytyjskich wśród emigrantów na 40–50 proc. Na przykład w 2011 r. Wyspy opuściło 149 tys. Brytyjczyków, którzy stanowili 43 proc. wszystkich emigrantów.

Najpopularniejszym miejscem docelowym dla opuszczających Wyspy – w tym obywateli Królestwa – pozostaje niezmiennie Australia. Aż 16 proc. wyjeżdżających deklaruje, że udaje się na antypody. W latach 2009–2010 na drugą półkulę wyjechało 64 tys. Brytyjczyków. Następne w kolejności są Stany Zjednoczone, Hiszpania, Francja, Niemcy, Kanada i Nowa Zelandia. Jakub Kapiszewski