W świecie, w którym to organizacje należą do ludzi, a nie ludzie do organizacji, zabicie irańskiego generała Ghasema Solejmaniego i blisko współpracującego z nim w Iraku Abu Mahdiego al-Muhandisa „Inżyniera” to niemal nokaut.
W świecie, w którym to organizacje należą do ludzi, a nie ludzie do organizacji, zabicie irańskiego generała Ghasema Solejmaniego i blisko współpracującego z nim w Iraku Abu Mahdiego al-Muhandisa „Inżyniera” to niemal nokaut.
Pierwszy zbudował potęgę brygady al-Kuds – jednostki, która w imieniu Teheranu prowadzi wojny zastępcze w Syrii i Jemenie, de facto współrządzi Irakiem i ściśle współpracuje z libańskim Hezbollahem. Z kolei „Inżynierowi” – w Iraku, w którym w zasadzie nic nie działa tak, jak powinno – udało się zjednoczyć ponad 40 milicji, zbudować nieformalną armię – Siły Mobilizacji Ludowej (SML), wziąć udział wofensywie przeciw Państwu Islamskiemu, anastępnie stworzyć ztych sił ekspozyturę interesów Iranu nad Tygrysem iEufratem.
„Inżynier” – jako dowódca operacyjny SML – cieszył się pełnym zaufaniem Solejmaniego. Do tego stopnia, że ten powierzył mu w Iraku kontrolę nad programem budowy pocisków rakietowych krótkiego i średniego zasięgu, które w przyszłości miały być zdolne do rażenia celów w sunnickiej Arabii Saudyjskiej i Izraelu.
Obaj dowódcy byli symbolem „hybrydowego Państwa Boga” i wspierania na Bliskim Wschodzie przez Iran sił, które były w stanie realnie zagrozić interesom Waszyngtonu, Jerozolimy czy Rijadu. To właśnie tymi siłami uderzono w saudyjską rafinerię w Bukajk, zagrażając światowemu systemowi dostaw ropy. Ludzie pod dowództwem Solejmaniego, w sierpniu 2018 r. – zterytorium Syrii – testowali również izraelską tarczę antyrakietową iplanowali uderzenia terrorystyczne na tereny Górnej Galilei. Muhandis zkolei pokierował ostatnimi atakami na ambasadę USA wBagdadzie.
Izrael od dawna polował w Syrii na wysokich rangą szyickich dowódców. W grudniu 2015 r. na przedmieściach Damaszku siły powietrzne zbombardowały dom, wktórym swoje kwatery mieli irańscy oficerowie – Mohammad Reza Fahemi iMir Ahmad Ahmadi oraz ważny dowódca libańskiego Hezbollahu Samir Kuntar. Wtym samym roku CaHaL (siły zbrojne Izraela) wyeliminował co najmniej 15 dowódców podobnej rangi.
Wcześniej, w 2011 r. – w prowadzonej przez izraelski wywiad operacji – w bazie Korpusu Strażników Rewolucji (w skład tej formacji wchodzi brygada al-Kuds, którą dowodził Solejmani) pod Teheranem zabito generała Hasana Tehraniego Moghaddamiego i jego 16 ludzi. Wszyscy odpowiadali za rozwój pocisków balistycznych, które wprzyszłości miałyby przenosić irańskie głowice nuklearne. Rok później wSudanie zbombardowano składy dostarczonej zIranu broni, głównie zaawansowanych pocisków przeciwlotniczych iprzeciwczołgowych, które miały trafić do działającego wStrefie Gazy Hamasu. Wataku zginęła niemal cała irańska obsługa tych składów.
Wszystkie te akcje, prowadzone w ramach – określanego eufemistycznie – programu selektywnej eliminacji dotyczyły grubych ryb. Nikt jednak nie zdecydował się na ludzi tej szarży co Solejmani i Muhandis. I to nie dlatego, że brakowało informacji na ich temat. Obaj mieli status celebrytów. Dawali się fotografować. Korzystali z telefonów, a nie łączności kurierskiej. Brali udział w uroczystościach, podczas których mogły na nich spaść z drona pociski hellfire. „Inżynier” oficjalnie odwiedzał przyjaciół w bagdadzkiej Zielonej Strefie, gdzie zlokalizowana jest ambasada Stanów Zjednoczonych. I to mimo tego, że od końca lat 80. znajdował się na amerykańskiej liście poszukiwanych terrorystów (za zamachy w Kuwejcie na lotnisko, placówki dyplomatyczne USA i Francji oraz pracowników amerykańskiego koncernu Raytheon, produkującego między innymi zestawy Patriot, które odegrały kluczową rolę podczas pierwszej wojny w ZatocePerskiej).
Z tej perspektywy decyzja Donalda Trumpa wydaje się co najmniej kontrowersyjna. Gdy jednak bardziej szczegółowo analizuje się znane z historii przypadki selektywnej eliminacji, ocena nie jest już tak oczywista. Jak pisał w swojej książce poświęconej zabójstwom na zlecenie państwa Ronen Bergman – operacje prowadzone przez Izrael przeciw irańskim naukowcom i oficerom zaangażowanym w program atomowy doprowadziły do tzw. białej dezercji, czyli masowych próśb o przeniesienie do prac cywilnych. Podobnie z akcją w Sudanie w 2012 r. Po niej władze w Chartumie zawiesiły współpracę z irańskim Korpusem Strażników Rewolucji w dozbrajaniu Hamasu. Ataki na oficerów brygady al-Kuds w Syrii pozwoliły natomiast powstrzymać ostrzały Górnej Galilei z terenuSyrii.
ZSolejmanim iMuhandisem może być podobnie. Po fali terroru inieregularnych działań przeciw USA iich sojusznikom (która najpewniej niebawem przeleje się przez świat) wbilansie zysków istrat na poważnym minusie będzie Teheran, anie Waszyngton. Państwo traci wybitnego dowódcę, którego niektórzy typowali nawet na przyszłego lidera Iranu. Nie żyje również jego prawa ręka wregionie, doskonale zapowiadający się oficer operacyjny. Czy warto było ryzykować? Niewykluczone, żetak.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama