Wagnerowcy są zdeterminowani. Nie mają już w tej chwili wyboru. Wiedzą, że jak się poddadzą lub przegrają, czeka ich tylko śmierć - powiedział PAP były dowódca Wojsk Lądowych, gen. broni rez. Waldemar Skrzypczak.
Gen. Skrzypczak zaznaczył, że "wagnerowcy - niezależnie co można o nich mówić i myśleć - byli przez armię rosyjską i przez ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu traktowani w sposób szczególny, czyli niekoniecznie właściwy w kontekście tego, jakimi zadaniami byli obciążeni". Wyjaśnił, że "na nich spoczywał głównie ciężar walk m.in. o Bachmut". "Co prawda go nie zdobyli, ale oczywiście propaganda rosyjska ogłosiła zdobycie przez wagnerowców Bachmutu. W wyniku tego zdobycia Jewgienij Prigożyn został ogłoszony bohaterem rosyjskim. Teraz Rosjanie zrobili z niego zdrajcę" - powiedział.
Przypomniał, że "tłem konfliktu jest to, że Szojgu planował pozbawić Prigożyna dowodzenia i chciał podporządkować wszystkich wagnerowców Ministerstwu Obrony Narodowej". "Temu miał służyć m.in. obowiązek podpisywania kontraktów przez wagnerowców" - dodał. Wskazał, że "wagnerowcy odmówili jednak ich podpisania i stąd ten bunt Prigożyna przeciwko Szojgu, którego zawsze krytykował, a już ostatnio w sposób szczególny" - wskazał.
Zaznaczył, że "w tej chwili wagnerowcy wycofują swoje jednostki z frontu - wycofali już ok. siedmiu batalionów - a jednocześnie dzisiejszej nocy przegrupowali znaczne ilości swoich wojsk do Rostowa i Woroneża, deklarując gotowość marszu na Moskwę".
Gen. Skrzypczak podkreślił, że "wagnerowcy są zdeterminowani". "Nie mają już w tej chwili wyboru. Wiedzą, że jak się poddadzą lub przegrają, czeka ich tylko śmierć. W związku z tym obiecywanie im przez Putina i Szojgu wolności, jak przejdą na ich stronę, jest szalbierstwem, bo Rosjanie nigdy żadnego aktu kapitulacji czy jakiegokolwiek porozumienia nie szanowali. Tego przykładem jest los polskich żołnierzy z 1939 roku po agresji Rosji na Polskę 17 września" - mówił.
Zapytany, jak może zachować się w tej sytuacji regularna armia, wskazał, że "gen. Siergiej Surowkin w nocy apelował do żołnierzy Prigożyna, aby wrócili na pozycje bojowe, odwołał się do solidarności żołnierskiej, ale to były puste słowa". "Trzeba było o tym myśleć wcześniej. Widać wyraźnie, że w tej chwili przynajmniej część armii popiera wagnerowców. Mówię tu o tych, którzy razem z nimi walczyli na froncie" - ocenił.
"Dzisiejszej nocy rosyjska 45. Brygada Powietrzno-Desantowa otrzymała rozkaz, że mają zabarykadować drogi marszu wagnerowscy. Brygada odmówiła wyjścia z koszar i nie poszła przeszkadzać wagnerowcom w marszu na Rostów i Woroneż. Rosjanie mają zatem poważny problem, bo część wojsk na pewno będzie może nie tyle wspierała, ale będzie chciała być neutralna, żeby nie strzelać do wagnerowców w ramach bratobójczych walk" - powiedział gen. Skrzypczak.
Odniósł się również na wpływ tej sytuacji na front. "Cześć wojsk odpłynie z frontu, morale armii rosyjskiej na froncie bardzo spadnie, rosyjscy dowódcy nie będą panować nad nastrojami wojska - już nie panowali nad tym wcześniej, a tym bardziej teraz. Jest apatia wśród żołnierzy, którzy są świadkami tych wydarzeń. Szeregowcy, podoficerowie, oficerowie i ci, który walczyli ramię w ramię z wagnerowcami pod Bachmutem, doceniają ich rolę i na pewno się z nimi solidaryzują" - powiedział.
Ocenił także, że "w tej chwili sytuacja na froncie jest dla Rosjan bardzo niekorzystna, a upadające morale armii rosyjskiej może spowodować, że nie będą chcieli walczyć z Ukraińcami".
Zdaniem gen. Skrzypczaka "teraz już wszystko zależy nie od postawy Putina ani Szojgu - bo oni nie mają wpływu na to, co dzieje się na froncie, są odcięci w tej chwili od tych wydarzeń – ale od dowódców frontowych". "Mogą zadeklarować lojalność Putinowi i będą chcieli utrzymać dyscyplinę. Uważam jednak, że jest to mało realne, ponieważ żołnierze odmawiają posłuszeństwa i prędzej strzelą takiemu dowódcy w plecy niż podporządkują się jemu" - wskazał.
Podkreślił także, że "jest to bardzo korzystna sytuacja dla Ukraińców, którzy mogliby albo uderzyć, albo przekonać Rosjan, żeby nie chcieli więcej walczyć, a Ukraińcy zagwarantują im to, że wstrzymają ogień i pozwolą się wycofać Rosjanom np. poza granice Ukrainy sprzed 2014 roku".
W piątek lider współpracującej z rosyjskimi wojskami w inwazji na Ukrainę najemniczej Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn przekazał, że oddziały regularnej rosyjskiej armii zaatakowały obóz najemników, co poskutkowało licznymi ofiarami śmiertelnymi. Oznajmił, że zamierza "przywrócić sprawiedliwość" w siłach zbrojnych i wezwał, by nie okazywać mu sprzeciwu.
W sobotę w godzinach porannych przywódca najemników poinformował, że znajduje się w kwaterze Południowego Okręgu Wojskowego w Rostowie nad Donem i oczekuje tam na przybycie ministra obrony Siergieja Szojgu oraz szefa sztabu generalnego Walerija Gierasimowa. Zagroził, że w przeciwnym razie wagnerowcy "pójdą na Moskwę". Jak podała agencja Reutera, wagnerowcy przejęli również kontrolę nad obiektami wojskowymi w Woroneżu.
W sobotę rano Władimir Putin wystąpił z nadzwyczajnym przemówieniem, w którym nazwał Prigożyna (chociaż nie z nazwiska) zdrajcą, oskarżył o doprowadzenie do chaosu, a działania szefa wagnerowców porównał do przewrotu bolszewickiego z 1917 roku. (PAP)
Autorka: Anna Kruszyńska
akr/ aszw/