Po oświadczeniach biuskupów posłowie będą odwlekać prace nad ustawą. W czasie kampanii nie chcą się narazić Kościołowi.
Główne siły polityczne przestraszyły się ustawy o in vitro. Boją się podpaść Kościołowi, który tę metodę potępia i zapowiada piętnowanie tych, którzy poprą jej stosowanie. W efekcie Sejm prawdopodobnie przełoży uchwalenie tej ustawy na następną kadencję.
Do pierwszego starcia w sprawie in vitro dojdzie w piątek, gdy Sejm zapozna się z sześcioma projektami, jakie wpłynęły do laski marszałkowskiej. Do tej pory w Sejmie panowała zgoda, by do prac w komisji skierować wszystkie propozycje. Ale atmosferę podgrzał Kościół. W niedzielę abp Henryk Hoser, szef zespołu ekspertów episkopatu ds. bioetycznych, stwierdził, że dopuszczenie przez polityków in vitro będzie równoznaczne z ekskomuniką. A wczoraj biskupi napisali list do najważniejszych osób w państwie, w którym przypomnieli, że stanowisko Kościoła sprowadza się do zakazania stosowania tej metody lub maksymalnego jej ograniczenia.
– Po tych oświadczeniach mamy nową sytuację – mówi posłanka PO Małgorzata Kidawa-Błońska, zwolenniczka liberalnych rozwiązań w sprawie in vitro. Według niej Kościół ekskomuniką grozi nawet tym, którzy poprą konserwatywny projekt Jarosława Gowina z PO.
Stanowisko Kościoła zachęciło PiS. Według posła Bolesława Piechy, autora ustawy zakazującej tej metody, jego klub może zagłosować za odrzuceniem niektórych projektów w pierwszym czytaniu. Oczywiście chodzi tu o rozwiązania liberalne.
Ostrego stanowiska Kościoła obawia się nawet antyklerykalny ostatnio SLD i jest gotowy odłożyć dyskusję o in vitro.
– Może się więc zdarzyć, że najwygodniejszym wyjściem będzie przeciągnięcie prac, tak by nie skończyły się w tej kadencji – mówi szef klubu PSL Stanisław Żelichowski.