Polska chciałaby nałożenia sankcji m.in. na linie lotnicze, które przywożą migrantów na Białoruś - powiedział we wtorek prezydent Andrzej Duda. Po raz pierwszy mamy do czynienia ze sterowaną presją migracyjną, władze Białorusi zapraszają migrantów, by ich wyekspediować do UE - podkreślił.

Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej była jednym z tematów rozmowy prezydenta Dudy z prezydent Słowacji Zuzaną Czaputovą podczas jego wtorkowej wizyty w Bratysławie.

"Mieliśmy już do czynienia z różnego rodzaju presją migracyjną, ale nigdy się to nie odbywało w ten sposób, że było sterowane przez władze jakiegokolwiek państwa - władze Białorusi de facto zapraszają migrantów, by ich wyekspediować do UE" - powiedział prezydent odpowiadając na pytania na konferencji prasowej po wtorkowym spotkaniu.

Dodał, że "dla nas oczywiste jest, że nie możemy pozwolić na nielegalna migrację, choć celem tych ludzi nie jest Polska". "Gdy nasze służby już z nimi rozmawiają, to absolutna większość z nich deklaruje, że chce iść do krajów zachodnioeuropejskich. Niemniej, uważamy, że to jest nasza odpowiedzialność, którą na siebie przyjęliśmy, żeby strzec tej granicy UE i strefy Schengen. My ten obowiązek realizujemy i w związku z tym oczywiste jest, że mamy nadzieję, że będzie tutaj absolutna solidarność i wsparcie ze strony pozostałych państw Unii Europejskiej" - podkreślił.

Prezydent zaznaczył, że strona polska chciałaby, żeby zostały nałożone sankcje, m.in przeciwko liniom lotniczych, które przywożą migrantów z państw Bliskiego i Środkowego Wschodu na Białoruś. "Potrzebne są działania, które będą przecinały kolejne linie komunikacji, i tym samym uniemożliwią transportowanie tych ludzi na Białoruś. Musimy jakoś temu zaradzić i w tym zakresie liczymy na pomoc Unii Europejskiej" - podkreślił Duda.

Wyraził nadzieję, że "będą konkretne działania ze strony Unii Europejskiej - Rady Europejskiej, Komisji Europejskiej". "Nie mamy wątpliwości, że są potrzebne w obecnej sytuacji wobec tych ewidentnych, zorganizowanych działań reżimu białoruskiego" - dodał.

Według prezydenta, obecnie nie ma jakiegokolwiek zagrożenia o charakterze militarnym, niemniej jednak, jak podkreślił jesteśmy członkami NATO i nie ma wątpliwości, że będziemy mogli liczyć na wsparcie ze strony Sojuszu. Dodał, że pozostaje w stałym kontakcie z sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem, który poprosił go o natychmiastowy kontakt w przypadku zaobserwowania "jakichś niepokojących zjawisk".

Duda przyznał, że "oczywiście mamy obawę o to, czy nie dojdzie do prowokacji ze strony białoruskiej, strzałów na granicy, jakiejś tego typu sytuacji". "Oczywiście nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć. Proszę wziąć pod uwagę, że to są lasy, tereny bagienne, teren jest tam stosunkowo mało zaludniony, więc hipotetycznie różne sytuacje zdarzyć się mogą" - powiedział.

Prezydent został też zapytany, czy jeśli mówi o wojnie hybrydowej i potrzebie politycznego wsparcia w UE, a nie pomocy w zakresie wysłania funkcjonariuszy na granicę, to znaczy, że w obecnej sytuacji Polska daje sobie radę.

Duda zaznaczył, że na polsko-białoruskiej granicy "obecna jest stała obsada funkcjonariuszy Straży Granicznej, bardzo dobrze wyposażonych". "Nasza Straż Graniczna jest świetnie wyszkolona, na bardzo wysokim poziomie, ma bardzo wysokie morale. W ostatnim czasie również na przestrzeni ostatnich lat nastąpiły działania modernizacyjne, w związku z tym wyposażeni są także w bardzo nowoczesną infrastrukturę" - dodał.

Odnosząc się do pomocy unijnej, Duda stwierdził, że "myśmy w ramach Frontexu wysyłali pomoc do innych krajów". "W czasie, kiedy był kryzys migracyjny, nasi strażnicy graniczni wspierali Węgrów, nasi strażnicy graniczni wspierali w Macedonii". "W związku z powyższym to raczej my świadczyliśmy pomoc" - zaznaczył.

"Dzisiaj na granicy białoruskiej naszych strażników granicznych jeszcze wspiera 10 tysięcy żołnierzy, którzy zostali tam specjalnie skierowani właśnie w ramach pomocy. Są także wspierani w ostatnich dniach przez policję, przez siły prewencji policji. Wczoraj można było na tych materiałach wideo zobaczyć ich w białych kaskach, to byli polscy policjanci, którzy tam bronili granicy i zapobiegli rozszerzeniu się tych zamieszek" - powiedział.

Zaznaczył, że "od strony infrastrukturalnej sobie radzimy". "Pomocy jako takiej, w sensie fizycznym, infrastrukturalnym, czy osobowym w tej chwili nie potrzebujemy. Oczywiście, jeżeli się okaże, że nastąpi jakaś kolejna eskalacja, bardzo poważna, to dzisiaj nie potrafię powiedzieć, czy wtedy nie będziemy zwracali się o pomoc; ale dzisiaj radzimy sobie sami z tym problemem, mało tego, gotowi jesteśmy jeszcze pomóc naszym sąsiadom Litwinom, czy Łotyszom, gdyby zaistniała u nich taka potrzeba" - powiedział prezydent. Dodał, że zadeklarował możliwość udzielenia takiego wsparcia prezydentowi Litwy Gitanasowi Nausėdzie.