Czuję się taki winny. Tak mi jest źle, tak się o nią boję. Boje się, że nie żyje, że do tego doprowadziłem. Nie wiem jakim cudem, bo kochałem ją jak siostrę - pisał Adam Z. w sms-ach do przyjaciela dobę po zaginięciu Ewy Tylman - ujawniono we wtorek na jego procesie.

Sąd Okręgowy w Poznaniu kontynuowany we wtorek rozprawę w tej sprawie. Według prokuratury 23 listopada 2015 r., Adam Z. przewidując możliwość pozbawienia życia Ewy Tylman, zepchnął ją ze skarpy, a potem nieprzytomną wrzucił do wody. Za zabójstwo z zamiarem ewentualnym Adamowi Z. grozi kara do 25 lat więzienia lub dożywocie. Podczas rozprawy w lutym br., sąd uprzedził jednak strony o możliwości zmiany kwalifikacji czynu na nieudzielenie pomocy - za ten czyn grozi do 3 lat więzienia.

We wtorek przed sądem zeznawali kolejni świadkowie w sprawie, wśród nich przyjaciel oskarżonego Mateusz Sz. Jak mówił, o zaginięciu Ewy Tylman dowiedział się od oskarżonego, dzień po zaginięciu dziewczyny. "Adam napisał mi sms-a, powiedział, że upił się do takiego stanu, że nic nie pamięta, i że zaginęła jego koleżanka. Tego samego dnia lub następnego na prośbę Adama i jego kierowniczki miałem posiedzieć z nim w domu do momentu gdy ktoś z jego rodziny nie wróci, ze względu na jego stan. Adam był podminowany, wyszedł wtedy od psychologa czy psychiatry" - mówił świadek.

Podczas rozprawy pełnomocnik rodziny Ewy Tylman przytoczył treść sms-a, jaki dobę po zaginięciu kobiety, oskarżony wysłał do Mateusza Sz.

"Czuje się taki winny. Tak mi jest źle, tak się o nią boję. Boję się, że nie żyje, że do tego doprowadziłem. Nie wiem jakim cudem, bo kochałem ją jak siostrę, ale się boję. Boję się tego co będzie, najbardziej reakcji rodziny na mnie, tego, że pójdę siedzieć. Nie umiem przestać o tym myśleć. Staram się cokolwiek przypomnieć, ale nie daję rady. Mam takie zaniki pamięci, że to ch.. potrzebuję pomocy. Chcę, żeby wszystko było ok, żeby nic się jej nie stało. Czuje się najgorzej, jak tylko można" - pisał Adam Z.

Przed sądem zeznawała także Joanna Cz., która wraz z Adamem Z. i Ewą Tylman uczestniczyła we wspólnej imprezie integracyjnej. Kobieta opowiadała o przebiegu imprezy, mówiła, że Tylman przyszła jako ostatnia. "Siedzieliśmy, rozmawialiśmy i nic nie wskazywało na to, że stanie się coś złego. Zamawialiśmy, piliśmy alkohol (...) potem część z nas poszła grać w kręgle" - relacjonowała.

Po północy wyszli z lokalu i udali się w kolejne miejsce. "Ewa Tylman i Adam Z. szli z nami, widać było, że są już trochę pod wpływem alkoholu. Oni szli tak jak my wszyscy, może trochę się zataczali (...) Tam piliśmy dalej, stawialiśmy sobie kolejki (...) Potem poszliśmy w następne miejsce" - mówiła. "Wydaje mi się, że Ewa nie tańczyła, ale rozmawiała z Adamem, siedzieli przy barze. Widziałam, że byli pijani, w pewnym momencie Ewa spadła z krzesła, Adam pomagał jej wstać" - dodała.

O zaginięciu Ewy Tylman, kobieta dowiedziała się następnego dnia od Adama Z. Miał jej powiedzieć, że "Ewa chyba weszła do tramwaju, ale nie jest tego pewien, że się gdzieś zgubili (...) w kolejnych rozmowach ze mną nie zmieniał wersji i mówił, że tak naprawdę to niewiele pamięta" - zaznaczyła Joanna Cz.

Pełnomocnik rodziny Tylmanów przytoczył też korespondencję, jaką po zaginięciu Ewy prowadził Adam Z. z Joanną Cz. Oskarżony miał napisać, że czuje się winny, bo nie pamięta zbyt dużo, i że zostawił Ewę. Pisał też, że "bardzo się o nią boi". "Niech ona się znajdzie, bo nie wybaczę sobie do końca życia" - napisał do koleżanki.

Kobieta przeszła też z Adamem Z. trasę, jaką on przebył z Ewą Tylman. Jak mówiła, spacer miał pomóc oskarżonemu, by coś sobie przypomniał. W trakcie procesu odtworzono także zapis eksperymentu procesowego, w którym kobieta również brała udział.

We wtorek zeznania składał także Filip M. - brat Dominika, partnera Adama Z. Mężczyzna zeznał przed sądem, że niewiele wie o sprawie zaginięcia i śmierci kobiety.

"O całej sprawie dowiedziałem się w poniedziałek, tuż po zaginięciu Ewy Tylman. Wróciłem do domu, w pokoju siedział mój brat i dołączyłem do niego. On mi powiedział, że nie mogą znaleźć koleżanki, która była na imprezie (...) Brat był poruszony i zdziwiony tą informacją" - relacjonował. Jak mówił, następnego dnia kiedy zobaczył profil w mediach społecznościowych o nazwie "Zaginęła Ewa Tylman", domyślił się, że tą zaginioną koleżanką była właśnie dziewczyna, o której rozmawiali.

Podczas tamtej rozmowy brat miał mu też powiedzieć, że miał kontakt z Adamem Z. poprzedniej nocy. "Z tego, co pamiętam, to brat mówił, że Adam był pijany i nie wiedział jak ma wrócić do domu". Jak dodał, "ja nie czułem potrzeby włączenia się w poszukiwania Ewy Tylman, nie wiedziałem co to za sprawa, nie wiedziałem, że jest tak poważna, i że stało się coś złego" - zaznaczył Filip M.

Mężczyzna pytany przez pełnomocników rodziny Tylman, czy jego brat był w jakiś szczególny sposób zaangażowany w sprawę zaginięcia i poszukiwań kobiety, odparł - "mój brat jest partnerem Adama, nie wyobrażam sobie, żeby nie był zaangażowany w tę sprawę emocjonalnie".

Filip M. nawiązał także do jednego z przesłuchań Dominika M., po którym ten miał wrócić do domu w "bardzo złym stanie". "(Dominik - PAP) płakał, był roztrzęsiony, jedyne co mógł z siebie wydusić, to że go tam źle traktowali (...) Pamiętam, że powiedział do mnie, że skoro jego tak traktowali, to jak oni traktują Adama" - podkreślił Filip M.

"Brat mówił, że stosowali wobec niego przemoc psychiczną. Pytali go +czy wie co z takimi ciotami dzieje się w więzieniu?+. i chcieli go zmusić do powiedzenia czegoś, czego nie wiedział, bo przecież go tam nie było" - dodał. Filip M. wskazał też, na "niezrozumiałe" działanie śledczych w tej sprawie i podkreślił, że dwukrotnie funkcjonariusze mieli pretensje, że "Dominik nie odbiera od nich telefonu - tego samego, który wcześniej sami zarekwirowali" - mówił Filip M.

Świadek przytoczył też rozmowę z bratem Ewy Tylman, Piotrem, który miał mu powiedzieć, że "ta sprawa to coś grubszego, niż nam się wydaje, że powinniśmy na siebie uważać. Mówił też, że Adam Z. jest zastraszany i nie chce się do tego przyznać, ale nie chodziło tu o zastraszanie przez policję. Piotr sugerował jednak, że to nie Adam jest winny zaginięcia Ewy Tylman".

Filip M. pytany, czy w ich domu rozmawiali na temat tego, co mogło się stać z kobietą powiedział, że "to był +top temat+ (...) Oczywiście, że od czasu zaginięcia Ewy Tylman do czasu aresztowania Adama rozmawialiśmy na temat tego, co mogło się z nią stać, ale to były takie same rozmowy jak pozostałych 38 mln Polaków" - podkreslił Filip M.

We wcześniejszych zeznaniach odczytanych przez sąd, Filip M. podkreslił, że Adam Z. był "miłym, grzecznym i uczynnym chłopakiem", i jak mówił, nie "wydawało się by mógł zrobić to, o co jest oskarżony".

Adam Z. nie przyznaje się do zarzucanego mu czynu. W trakcie procesu nie podtrzymał wcześniejszych wyjaśnień przytoczonych przez sąd, w części dotyczącej tego, co się działo po wyjściu z klubu. Twierdzi, że nie pamięta okoliczności, w jakich miała zginąć Ewa Tylman, a do niekorzystnych dla siebie wyjaśnień zmuszali go policjanci. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone.

Adam Z. odpowiada z wolnej stopy. Decyzję o uchyleniu tymczasowego aresztu, w którym mężczyzna przebywał od grudnia 2015 r., podjął 20 lutego Sąd Okręgowy w Poznaniu. W zamian za areszt sąd zastosował wobec mężczyzny dozór policji dwa razy w tygodniu i zakazał mu opuszczania kraju. Mimo zażalenia prokuratury, postanowienie sądu I instancji podtrzymał sąd apelacyjny.