Siedem lat temu świat się zawalił, bo nagle okazało się, że tej najbliższej osoby, która miała wykonać zadanie w duchu odpowiedzialności i służby Polsce, nie ma wśród żywych - powiedział prezydent Andrzej Duda wspominając ofiary katastrofy smoleńskiej.

"Siedem lat od tamtego szokującego, dramatycznego dnia, w którym w jakimś sensie, a czasem bardzo głębokim sensie, zwłaszcza dla państwa, najbliższych, żon, mężów, rodziców, dzieci, wnuków, świat się zawalił, bo nagle okazało się, że ta najbliższa osoba, ten ukochany, który miał wrócić przecież za kilka godzin, który miał wykonać zadanie, które na siebie przyjął w duchu odpowiedzialności i służby Polsce, że nie wróci, że nie ma go między żywymi, że stało się coś, co w ogóle trudno było sobie nawet wyobrazić, a co dopiero przetrwać, przeżyć" - mówił prezydent w czasie uroczystości przed Pałacem Prezydenckim.

"To są takie wyrwy, puste miejsca, których nie da się zapełnić w żaden sposób i one zawsze pozostają jak wypalona polana w lesie, jak miejsce, w którym nic nie chce urosnąć i dopiero czas czasem jest w stanie zatrzeć, zmniejszyć, ten ból" - podkreślał Duda.