To działanie bardzo niebezpieczne; doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej państwa polskiego i Sojuszu Północnoatlantyckiego - powiedział w środę wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk w Polskim Radiu 24, pytany o naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej przez białoruskie śmigłowce.

Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało we wtorek, że tego dnia doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez dwa śmigłowce białoruskie. Szef resortu Mariusz Błaszczak polecił zwiększyć liczbę żołnierzy na granicy i wydzielić dodatkowe siły i środki, w tym śmigłowce bojowe. O incydencie zostało poinformowane NATO. Do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w trybie natychmiastowym wezwana została chargé d’affaires Ambasady Białorusi - poinformował resort dyplomacji.

Wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk był pytany w środę w Polskim Radiu 24 o to, jak poważny był to incydent i jakie może rodzić on konsekwencje.

Wawrzyk wskazał, że "incydent ten należy rozpatrywać w kontekście wcześniejszych działań strony białoruskiej, która podejmuje bardzo ryzykowną grę, prowokując różne sytuacje niebezpieczne na granicy".

"Oczywiście tego rodzaju sytuacji jeszcze nie było. Ale były inne prowokacyjne działania ze strony przedstawicieli władz białoruskich. I te działanie wczorajsze wpisuje się w ten cykl wydarzeń - jest bardzo niebezpieczne, bo zwracam uwagę, że doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej z jednej strony państwa polskiego, ale z drugiej strony Sojuszu Północnoatlantyckiego" - powiedział.

Wskazał, że "nasza reakcja na te wydarzenia jest ściśle realizowana w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego". "Musimy w tym zakresie, w tego rodzaju sytuacjach także współpracować bardzo ściśle z Sojuszem" - zaznaczył.

Pytany, jak Polska zareaguje w przypadku kolejnego takiego incydentu odparł: "Myślę, że reakcja będzie taka, jak do tej pory. Przede wszystkim musi być ona stanowcza, musi być adekwatna do zaistniałych okoliczności i po trzecie uzgodniona z sojusznikami".

Wawrzyk poinformował, że białoruskie helikoptery "leciały na tak niskiej wysokości, na której radary tego nie pokazują". "W związku z tym nie było takiej możliwości, żeby w ten sposób właśnie konkretny w tym przypadku zareagować. Gdyby były to samoloty, gdyby to była tego typu sytuacja, jak w Turcji, na pewno reakcja byłaby inna" - powiedział.

Pytany, czy chodziłoby także o ich zestrzelenie, odparł: "To jest za każdym razem decyzja, która musi być podejmowana na odpowiednim szczeblu i musi być uzgodniona z sojusznikami".

Media w 2015 r. informowały o tym, że rosyjski bombowiec SU-24 został zestrzelony na syryjsko-tureckiej granicy przez turecki samolot myśliwski F-16. Mimo wielokrotnych ostrzeżeń, rosyjski samolot naruszył turecką przestrzeń powietrzną.

MON przekazał we wtorek, że strona białoruska informowała wcześniej stronę polską o szkoleniu oraz że w terenie przygranicznym mogą poruszać się maksymalnie trzy śmigłowce.

"Przekroczenie granicy miało miejsce w rejonie Białowieży na bardzo niskiej wysokości, utrudniającej wykrycie przez systemy radarowe. Dlatego też w porannym komunikacie Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało, że polskie systemy radiolokacyjne nie odnotowały naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej" - zaznaczyło MON.(PAP)

Autor: Aneta Oksiuta

aop/ mhr/