Planowane zmiany w oświacie to ryzyko utraty zawodu przez tysiące pedagogów, podczas gdy w tysiącach liczone są też wakaty w szkołach – wskazują organizacje związkowe.

Chodzi nie tylko o lex Czarnek (prawo, które m.in zwiększa uprawnienia kuratorów) i niezrealizowane postulaty płacowe. W związku ze zmianami ok. 49 proc. pytanych nauczycieli myśli o odejściu z zawodu w najbliższych latach, a blisko 11 proc. rozważa podjęcie tej decyzji jeszcze w tym roku – wynika z ankiety przeprowadzonej przez Forum Oświatowe Nauczycieli i Dyrektorów. Kolejne 27 proc. osób czeka na rozwój sytuacji. Tylko niespełna 6 proc. nie planuje żadnych zmian, blisko 4 proc. chce ze względu na wiek wytrwać do emerytury.
– Mam zamiar w najbliższym czasie wykorzystać urlop na poratowanie zdrowia. W tym czasie rozejrzę się po rynku pracy – mówi w komentarzu do ankiety nauczycielka z dużym stażem. Na taki krok zdecydowało się, według MEiN, w 2021 r. 11,2 tys. nauczycieli (w 2020 r. – 10,3 tys.).
W środowisku widać też chęć podjęcia radykalniejszych działań, ożywa wspomnienie strajku w oświacie z 2019 r. Ponad 97 proc. ankietowanych uważa to za konieczność, bo wyczerpały się inne formy dialogu z rządzącymi. – Anonimowo ludzie są za, ale w komentarzach pojawia się sceptycyzm. Między innymi dlatego, że wydarzenia z 2019 r. odcisnęły się na nauczycielach. Początkowe poparcie dla ich działań wyparowało, gdy rodzice nie mieli co zrobić z dziećmi – mówi Janusz Aftyka, przewodniczący forum.
O tym, że wyniki tej ankiety nie są odosobnione, świadczą opublikowane niedawno wyniki badania „Teachers Drop Out” organizowanego przez m.st. Warszawę, Uniwersytet Warszawski i uczelnie w Turcji i Walii. Także według tej analizy 49 proc. nauczycieli myśli o zmianie zawodu.
Monika Ćwiklińska z Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” przekonuje, że sytuacja w oświacie jest daleko trudniejsza niż w 2019 r. – Branża w końcu potrzebuje stabilizacji. Tymczasem brak jest woli politycznej do wprowadzania perspektywicznych zmian. Jedyny aktualnie pomysł to podniesienie pensum dydaktycznego – mówi.
Jej zdaniem problemem nie jest lex Czarnek, a przede wszystkim niskie uposażenia. – Nadal jesteśmy w tyle za inflacją. Aktualne są nasze postulaty z 2017 r. Mimo zobowiązania, jakie padło ze strony władz w 2019 r., nadal są niezrealizowane. Chcieliśmy powiązania wzrostu płac nauczycielskich ze wzrostem płac w gospodarce – mówi Ćwiklińska. Po to, by – wskazuje – nie dochodziło do sytuacji, w której szkolna woźna dostaje 3010 zł brutto (pensję minimalną), a nauczyciel stażysta z wyższym wykształceniem – 2949 zł.
W środowisku słychać także obawy o konsekwencje planowanych zmian. – Szacujemy, że gdyby weszły zapowiedzi MEiN dotyczące zwiększenia pensum z 18 do 22 godzin, oznaczałoby to likwidację nawet 44 tys. etatów – słyszymy w nauczycielskiej Solidarności. Problem nie dotyczy tylko tych nauczycieli, którzy, aby wypełnić obecne pensum, łączą pracę w kilku szkołach, ale także wychowawców klas I–III, których jest ok. 150 tys. – Na spotkaniach w resorcie padły propozycje, że mogliby dopełnić godziny w świetlicach. A co z pracującymi tam nauczycielami? – pada pytanie.
Solidarność przekonuje w rozmowie z DGP, że w świetle tych zapowiedzi nieporozumieniem jest mówienie o podwyżkach rzędu 1,4 tys. zł brutto dla nauczycieli. – Jeśli wzrośnie pensum, to w przypadku nauczycieli dyplomowanych (a ci stanowią 2/3 grupy zawodowej) będzie to tyle, co opłata za dodatkowe godziny. Tylko dla stażystów i kontraktowych realnie podwyżka wyniosłaby 500 zł brutto – padają wyliczenia. – Jedyna koncepcja, jaką dostrzegamy w dotychczasowych pomysłach, to zwolnienie tysięcy ludzi. Wówczas będzie większy budżet do podziału dla pozostałych.
Jak wynika z danych kuratoriów, dziś poszukiwanych jest do pracy 3,4 tys. nauczycieli. MEiN potwierdza: przed rokiem 17 stycznia było ok. 2 tys. wakatów, a w tym jest ich ok. 3 tys. Resort zaznacza jednak, że liczba ogłoszeń o pracę nie jest tożsama z liczbą wolnych pełnych etatów.
Co dalej? Monika Ćwiklińska ocenia, że z perspektywy Solidarności styczeń jest kluczowy. – Poprosiliśmy o interwencję Beatę Szydło, która jako wicepremier w 2019 r. była sygnatariuszką tamtych ustaleń. Od połowy listopada trwały rozmowy pod patronatem prezydenta. Teoretycznie jeszcze trwają, ale na ostatnie, 5 stycznia, nie poszliśmy, bo na stole było tylko pensum. Z dalszymi decyzjami czekamy, m.in. na projekt zmian w Karcie nauczyciela, który wciąż do nas nie dotarł – mówi.
– Nastroje są najgorsze w historii. Nie było tak źle nawet podczas ostatniej reformy systemu edukacji – wtóruje Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. Jego zdaniem nauczyciele nie wierzą też w skuteczny strajk po poprzednich doświadczeniach.
Według ZNP czara goryczy może się jednak przelać. – Na razie, wraz z akcją Wolna Szkoła, która skupia 60 organizacji, planujemy oficjalne wysłuchanie w Senacie na temat lex Czarnek. Ubiegamy się o spotkanie z prezydentem Andrzejem Dudą oraz apelujemy do posłów, głównie niezrzeszonej prawicy, tych, co głosowali za ustawą, by jeszcze raz się jej przyjrzeli i zmienili zdanie – zapowiada Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka Związku Nauczycielstwa Polskiego.