Urzędujący w biurze przy Nowogrodzkiej w Warszawie Jarosław Kaczyński zwolniony z całego mnóstwa politycznych rozstrzygnięć ma mnóstwo czasu. Produktem samotnego siedzenia stała się jedyna rzecz, z którą jest dziś kojarzony: upór, aby jednak przeprowadzić wybory prezydenckie 10 maja.
Od razu były to deklaracje twarde, niepozostawiające pola manewru. Po raz pierwszy wygłosił taką w RMF. Apogeum jego wysiłków stało się wprowadzenie, chyłkiem, w żenujących okolicznościach, bez debaty, zmian w kodeksie wyborczym. Chodziło o umożliwienie ludziom po sześćdziesiątce i w kwarantannie głosowania korespondencyjnego. Zmian nie wprowadzono „w ogóle”, ale dla konkretnej akcji przepychania wyborów kolanem.