Jestem pod wrażeniem wywiadu, którego dyrektorzy radiowej Trójki – Surmacz i Świetlik – udzielili Magdzie Rigamonti (Magazyn DGP z 11 listopada 2017 r.). Funkcyjni „dobrej zmiany” zazwyczaj rozmawiają tylko z innymi funkcyjnymi „dobrej zmiany” albo, po prostu, klepią swoje (czyli rządowe) gadki i nie zawracają sobie głowy dialogicznym wymiarem rozmowy.
Magazyn 25-26.11.17 / Dziennik Gazeta Prawna
Docenić zatem wypada, że akurat w przypadku tercetu Rigamonti – Surmacz – Świetlik jest inaczej. I tyle pochwał. Gdybym dodał teraz coś więcej, napisałbym dyrektorom Trójki nekrolog. „Wróbel, ta lewicowo-liberalna kanalia, chwali Świetlika w gadzinowym Der Dzienniku” – z takim przekazem biegłby współczesny Szmaciak do współczesnego Gnoma, aby donieść, zanim zrobią to koledzy.
Krytyka natomiast nie może w dzisiejszej Polsce zaszkodzić. I jak czytamy w wywiadzie – słuchacze odchodzą od Trójki, bo, być może, zaszkodził im pluralizm przemeblowywanej od dwóch lat radiostacji. Pluralizm, jakby ktoś nie wiedział, polega na tym, że pracę traci m.in. Marcin Zaborski – prowadzący rozmowy z politykami tak, że nie wiadomo, jakie ma poglądy – a zyskuje redaktor naczelny sztandarowej gazety prawicowej. Pal sześć walkę o definicję słów. Istotne jest to, że jakkolwiek by nazwać projekt radia „dobrej zmiany”, to przyniósł on porażkę. Czy Trójka straciła część słuchaczy, bo jest nowatorskim, przełomowym projektem, o którym mówić można, że ma potencjał? Nie. Może jest nieco mniej popularna, za to jednak zdobyła wiarygodność złota? Też, niestety, nie.
Uprawicowienie Trójki było biznesowym kapiszonem. Może ktoś potrafiłby zrobić z prawicowości proch strzelniczy, ale zarząd Polskiego Radia tego nie potrafi – i nie pomogą mu żaden Świetlik ani Surmacz. Własność publiczna w Polsce jest domeną ludzi pozbawionych naiwnie rozumianego honoru, który nakazywałby autorom klęsk składać dymisję i przeprosić.