W ubiegłym roku kodeks pracy skończył 50 lat. – I może już mu wystarczy – powiedziałby co bardziej uważny obserwator zmian na rynku pracy. Przepisy kompleksowo regulujące obecne zasady zatrudniania w Polsce wchodziły w życie w czasach, gdy triumfy święciły Orły Górskiego, a w telewizji królowały „Czarne chmury” i „Czterdziestolatek”. Są niedopasowane do obecnych realiów – pracy poza siedzibą firmy, w niestandardowych godzinach, na elastycznych umowach, z użyciem nowoczesnych technologii.
Efekty łatania kodeksu pracy
To niedopasowanie kodeksu jest najbardziej widoczne, gdy rząd stara się go jakoś „stuningować” pod współczesne potrzeby. Najczęściej wymusza to Bruksela, która wymaga np. uregulowania pracy zdalnej, skuteczniejszej walki z luką płacową albo większych uprawnień dla pracujących ojców. I Warszawa łata swój kodeks z czasów PRL-u, dorzucając kolejne, bardziej nowoczesne rozwiązania.
Prawdziwy problem – w szczególności dla pracodawców – pojawia się, gdy dochodzi do kumulacji takiego łatania. Z takim przypadkiem mamy do czynienia obecnie. Z jednej strony trwają prace nad projektem ustawy, która nie zmieni co prawda kodeksowej definicji stosunku pracy, ale umożliwi inspektorom przekształcanie umów cywilnoprawnych w etaty. A z drugiej – trzeba wdrożyć unijną dyrektywę o pracy platformowej (czyli zarobkowaniu za pośrednictwem aplikacji internetowych), która być może na tę definicję jednak jakoś wpłynie (domagają się tego związki zawodowe). Planowanych zmian jest znacznie więcej, ale akurat te wprowadzane są odrębnie, pomimo tego, że mogą dotyczyć podobnej materii. To niełatwa sytuacja, zwłaszcza dla przedsiębiorców, którzy woleliby zapewne, aby reguły zatrudniania pracowników były bardziej stabilne.
Powinien powstać nowy kodeks pracy. Ale raczej nie powstanie
Szansą na uwspółcześnienie przepisów, a jednocześnie ich większą stabilizację, były prace nad nowym kodeksem. Projekty zbiorowego i indywidualnego kodeksu pracy w 2018 roku przedstawiła komisja kodyfikacyjna, ale trafiły one od razu do szuflady. Dziś pracownicy i pracodawcy zbierają owoce tej decyzji polityków. Dalej mamy boomersowe przepisy, które nieustannie trzeba łatać, zaskakując zmianami i biznes, i samych pracowników. A po fiasku ostatnich prac komisji kodyfikacyjnej nikt raczej nie pokusi się o przygotowanie kolejnych projektów nowego kodeksu.