Gdy Donald Trump objął urząd prezydenta USA, jasne stało się, iż czasy europejskiego błogiego pokoju właśnie się skończyły. Amerykański prezydent postawił sprawę jasno – USA nie będą bronić krajów, które same nie inwestują we własne armie.
Niemcy zagrali Trumpowi na nosie
Groźby Trumpa przyniosły oczekiwany skutek i Europa zaczęła wkraczać na zbrojeniowe tory. Unia Europejska uchwaliła wart 150 mld euro program SAFE, który finansować ma część zbrojeń, a do pracy nad rozbudową i wzmocnieniem swej armii przystąpiły też Niemcy. Wiosną tego roku, wraz ze zmianą rządu, ruszył program niemieckich zbrojeń, a Donald Trump szczycił się, że dużą część sprzętu Europa będzie musiała kupić w USA, gdyż w tak krótkim czasie Stary Kontynent nie zdąży odbudować własnego przemysłu zbrojeniowego. Tymczasem Niemcy zaskoczyli wszystkich, gdy na światło dzienne wyszedł, ujawniony przez Politico, niemiecki plan zbrojeniowy na 2026 r.
Plan wojskowych zamówień publicznych RFN opiewa na blisko 83 mld euro. Na liście sporządzonej dla komisji budżetu Bundestagu znalazły się aż 154 pozycje zakupowe. Jak się jednak okazuje, znaczna większość zamówień złożona zostanie w europejskich firmach zbrojeniowych, a nie za oceanem. Amerykanie mogą liczyć jedynie na 6,8 mld euro z niemieckiego tortu zbrojeniowego, czyli na około 8 proc wszystkich wydatków. USA dostarczyć mają między innymi torpedy dla samolotów samolotów Boeing P-8A, czy rakiety przeciwlotnicze i wyrzutnie MIM-104 Patriot firmy Raytheon (5,1 mld euro). Na liście amerykańskiego sprzętu znalazły się też pociski AMRAAM i ESSM oraz pakiety radiowe.
Zmiana proporcji jest znacząca, gdyż jak wynika z danych rządu USA, w latach 2020-2024 Berlin zamówił za oceanem sprzęt o wartości ponad 17 mld. dolarów. Rekord padł w roku 2023, kiedy to kupiono wyposażenia za niemal 14 mld USD.
Zbrojenia „tak”, ale u siebie
Decyzja Niemiec, by zacząć dawać zarabiać europejskim, a tak naprawdę – własnym firmom zbrojeniowym, zapewne nie spodoba się Donaldowi Trumpowi. Ten bowiem jeszcze w sierpniu tego roku, podpisując z Unią Europejską umowę handlową, szczycił się, iż Europa kupi od niego sprzęt wojskowy wart „setki miliardów”. Podobny zapis znalazł się w oświadczeniu po podpisaniu umowy UE-USA, a czytamy w nim, iż Unia „planuje znacząco zwiększyć zakupy sprzętu wojskowego i obronnego ze Stanów Zjednoczonych przy wsparciu i ułatwieniach ze strony rządu USA”.
Niemcy, decydujące się na inwestowanie we własny przemysł, tym samym nie wpisują się w umowy, zawarte pomiędzy UE i USA. Wyjściem z sytuacji może być projekt finansowania zakupów broni dla Ukrainy. Jak informował Financial Times, na zakupy za oceanem sprzętu, który od razu pojedzie na front, Unia zdecydowała się wydać około 100 mld euro.
Inwestują miliardy w produkcję amunicji
W swych zbrojeniowych planach na najbliższe 15 lat Niemcy ujawnili, na co chcą przeznaczyć zaplanowane 350 mld euro. Najwięcej, bo ponad 70 mld, wydane ma być na produkcję amunicji. Tu inwestycje już się rozpoczęły. Koncern Rheinmetall w sierpniu otworzył największy tego typu obiekt w Europie, tuż obok Hanoweru. Rocznie fabryka ta będzie w stanie wyprodukować 350 tys. szt. amunicji artyleryjskiej. W Weeze, niedaleko Hamburga, powstała natomiast fabryka, gdzie produkowane są elementy kadłuba myśliwca F-35.
Bundeswehra dostanie też 52,5 mld euro na zakup nowych czołgów oraz pojazdów bojowych. Na dozbrajanie marynarki wojennej przyznano ponad 36 mld euro, 16 mld na sprzęt telekomunikacyjny, a ponad 13 mld euro na komunikację satelitarną. Sam sprzęt to jednak dopiero początek. Niemiecka armia musi też zwiększyć zaciąg, o co zaapelował minister obrony. Nowy pomysł zakłada rozbudowę Bundeswehry z obecnych 182 tys. żołnierzy do 260 tys. Potrwać ma to pięć lat. Dodatkowe 200 tys. stanowić mają świeżo przeszkoleni rezerwiści. Aby osiągnąć ten cel, Niemcy postanowili zrobić krok w stronę odwieszenia powszechnej służby wojskowej.