Gdy w Polsce oczy wszystkich zwrócone są na zdrajcę, Tomasza Szmydta, reżim Łukaszenki szykuje nam kolejną niespodziankę. W lasach, tuż koło granicy szykowane są duże grupy migrantów, których szturm spodziewany jest w najbliższych dniach. Jak poinformował Gazetę Prawną podpułkownik Aleksandr Azrau, były oficer białoruskich służb specjalnych, obecnie opozycjonista, wśród tłumu migrantów próbowano w sprytny sposób ukryć szpiegów i sabotażystów.

Ataki z użyciem migrantów na polską granicę wschodnią to niemal codzienność, ale w ostatnich tygodniach na wschodzie zrobiło się wyjątkowo tłoczno. Migracyjny nacisk na polską granicę zdecydowanie przybrał na sile.

Łukaszenka szykuje atak na polską granicę

Gdy jeszcze zimą w okolicach płotu na granicy tygodniowo pojawiało się kilkudziesięciu migrantów, chcących dostać się do Unii Europejskiej, teraz zrobiło się o wiele groźniej. Tylko w rejonie chronionym przez podlaski oddział Straży Granicznej, w kwietniu odnotowano ponad 5300 prób przekroczenia granicy, a jak donoszą Białorusini, to dopiero początek.

- Dostaliśmy z Białorusi informację, że służby Łukaszenki szykują coś większego – ostrzega w rozmowie z Gazetą Prawną Aleksandr Azrau, były oficer białoruskich służb specjalnych, obecnie opozycjonista, odpowiedzialny za sprawy bezpieczeństwa.

W akcję przeciwko krajom Unii zaangażowane zostały siły OMON-u, czyli milicji szybkiego reagowania, które w specjalnych obozach przeszły przeszkolenie pod okiem nadal pozostających na Białorusi wagnerowców. Jednostki te, przeniesione w pobliże polskiej granicy, zabrały się nocami do mozolnego przygotowywania zakrojonej na szeroką skalę akcji.

- Nocami, samochodami cywilnymi zabierają z Mińska migrantów i przewożą do granicy, do jednostek straży granicznej. Straż Graniczna przechowuje ich w specjalnych miejscach i chcą uzbierać ich 500-800 ludzi, aby zrobić większą akcję, albo prowokację na granicy – mówi Aleksandr Azrau.

Setki migrantów czeka na granicy

Większość gromadzonych w obozach migrantów pochodzi z Bliskiego Wschodu, ale jak informuje białoruska opozycja, znaleźć można wśród nich też mieszkańców krajów byłego ZSRR. O tym, że nie jest to zwykła próba przerzutu migrantów, ale coś specjalnego, świadczyć mają wytyczne, jakie dostała białoruska straż graniczna.

- Milicji i straży granicznej zabroniono przeszukiwania tych migrantów i decydować o ich losie. Mają całkowity zakaz – słyszymy.

W ocenie Aleksandra Azrau, służby Łukaszenki mogą próbować sięgnąć po rozwiązania, jakie wypracowano już kilkadziesiąt lat temu, a mianowicie, wśród tłumu osób, próbujących sforsować granicę, umieścić rosyjskich szpiegów i sabotażystów.

-Mogą być też Czeczeni, którzy udają migrantów, a są wyszkolonymi szpiegami i to jest norma. Jeszcze 20 lat temu ten schemat tak działał – mówi Azrau.

Pierwsze informacje na temat szykowanego przez Białoruś ataku, jakie napłynęły od białoruskiej opozycji, zbiegły się z wizytą na granicy Donalda Tuska. Premier pojawił się na Podlasiu w sobotę i jasno dał do zrozumienia, że nie ma żadnej ceny, jakiej rząd by nie zapłacił, aby granica była bezpieczna.

- Tak jak postanowiliśmy dawno, że nie będziemy oszczędzać na bezpieczeństwie, gdy myślimy o wyposażeniu żołnierzy Wojska Polskiego w najnowocześniejszą broń, to nie będzie także limitów, jeśli chodzi o zabezpieczenie granicy – zadeklarował premier Tusk.