W ramach umowy ramowej, która została podpisana, zamówimy 1 tys. czołgów K2, ponad 600 armatohaubic K9, także 3 eskadry samolotów FA-50. Dlaczego taka broń?
W ramach umowy ramowej, która została podpisana, zamówimy 1 tys. czołgów K2, ponad 600 armatohaubic K9, także 3 eskadry samolotów FA-50. Dlaczego taka broń?
Bo wyciągamy wnioski z tego, co dzieje się w Ukrainie. Analizujemy, w jaki sposób atakuje agresor. Widzimy, że na obecnym polu walki olbrzymie znaczenie mają wojska pancerne i artyleria, stąd też decyzja o wzmocnieniu tego rodzaju sił zbrojnych - mówił niedawno minister obrony Mariusz Błaszczak.
W tej wypowiedzi kluczem są „umowy ramowe”, bo na razie konkretów nie ma. Wydaje się, że w najbliższych latach realne jest dostarczenie 180 czołgów K2. Reszta ma być częściowo produkowana w Polsce (najpewniej powstanie nowy zakład). Takie operacje zawsze są czasochłonne i mają tendencję do rozmywania się po drodze.
Jednak nawet zakładając, że ostanie się jedynie 180 czołgów, to biorąc pod uwagę inne zakupy, Polska będzie w Europie pod względem liczby takich maszyn jednym z najlepiej wyposażonych państw. Oprócz Rosji większą liczbę będą miały jedynie Turcja i Grecja. Także pod względem artylerii będziemy zdecydowanym liderem. Jeśli faktycznie miałoby dojść do zamówienia tych 600 armatohaubic z Korei i na dodatek wcześniej zapowiadanych prawie 500 zestawów HIMARS z USA, to można śmiało uznać, że będziemy artyleryjskim liderem w Europie i jednym ze światowych mocarzy. Wtedy będziemy mieli ok. 2 tys. sztuk sprzętu artyleryjskiego. Ale tutaj też nie ma jeszcze żadnych konkretnych umów.
Porównując liczbę ciężkiego sprzętu lądowego wśród największych armii Sojuszu Północnoatlantyckiego, widać, że jeśli chodzi o siły lądowe, Polska liczbowo jest, bądź zaraz będzie, bardzo mocna. Trzeba jednak pamiętać, że w tych liczbach nie widać, ile sprzętu jest dostępne i działa (wiele armii ma z tym problem), wyszkolenia załóg czy też ilości amunicji. Przed wojną, patrząc na liczby, Rosja miała Ukrainę rozbić w trzy dni.
Z punktu widzenia Polski kluczowe są właśnie siły lądowe, ponieważ to one mają bronić państwa przed ewentualnym atakiem. Jednak jeśli chodzi o zdolności w lotnictwie, to jesteśmy na tle sojuszników w tyle. I choć od 2026 r. rozpoczną się dostawy nowoczesnych F-35, będą to jedynie 32 maszyny. Teraz minister Błaszczak ogłosił zakup samolotów w Korei, ale ich możliwości są znacznie mniejsze niż choćby będących w służbie samolotów F-16.
Trzeba też pamiętać, że choć wojska lądowe przedstawiają się całkiem nieźle, to nie można z tego wyciągać wniosku, że wojsko będzie zaraz miało największe możliwości w Europie. Po pierwsze, to zestawienie nie uwzględnia zdolności jądrowych, które mają Stany Zjednoczone, Francja, Wielka Brytania i Rosja. Po drugie, nie ma też tutaj marynarki wojennej. Ten rodzaj sił zbrojnych u nas w zasadzie nie istnieje. Tymczasem Wielka Brytania czy Francja nie dość, że dysponują lotniskowcami, to jeszcze okrętami podwodnymi z napędem nuklearnym i dużą liczbą okrętów nawodnych.
Pozostało
84%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama