Szef sejmowej komisji sprawiedliwości Marek Ast (PiS) nie widzi powodu, by z Kodeksu karnego wykreślić artykuł dotyczący znieważenia prezydenta RP, co proponuje Lewica. Krytyka, satyra to jedna rzecz, ale gdy granice są przekraczane, to ta ochrona musi być - powiedział PAP Ast.

W poniedziałek rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Aleksandra Skrzyniarz poinformowała, że "w połowie marca Prokuratura Rejonowa Warszawa Śródmieście-Północ skierowała do Sądu Okręgowego w Warszawie akt oskarżenia przeciwko Jakubowi Ż." - zarzucono mu "popełnienie czynu polegającego na publicznym znieważeniu 7 listopada ub.r. na profilu w serwisie społecznościowym Prezydenta RP, poprzez użycie wobec niego określenia powszechnie uznanego za obraźliwe".

W kontekście tej sprawy wiceszefowa klubu Lewicy Beata Maciejewska zwróciła się niedawno z apelem, by Sejm zajął się złożonym przez jej klub projektem zmian w Kodeksie karnym, który zakłada wykreślenie artykułu ws. znieważenia prezydenta RP. Taki projekt - przypomniała - Lewica złożyła w czerwcu ub.r.. Zakłada on m.in. wykreślenie art. 135 par. 2 mówiącego, że "kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".

Szef sejmowej komisji sprawiedliwości ocenił w rozmowie z PAP, że propozycja Lewicy raczej nie ma szansy powodzenia, gdyż jest niezasadna. Według Asta pokazuje to sprawa, którą przywołała Maciejewska. "To co pan pisarz zrobił - uważam, że przekroczył absolutnie granice i tutaj działania prokuratury w tym wypadku były uzasadnione" - ocenił poseł PiS.

Według niego przepis funkcjonujący obecnie w prawie karnym wydaje być potrzebnym. "To, czy dochodzi do znieważenia głowy państwa ocenia ostatecznie oczywiście niezależny sąd. Myślę, że z jednej strony kwestia pewnej dopuszczalnej krytyki czy satyry to jest jedna rzecz, i to jest zawsze dopuszczalne, ale w momencie kiedy granice są przekraczane i kiedy głowa państwa, prezydent, jest znieważany, to ta ochrona musi być i uważam, że przepis jest potrzebny" - powiedział Ast.

Sprawa przywołana przez posłankę Maciejewską dotyczy wpisu Andrzeja Dudy po wyborach prezydenckich w USA. "Gratulacje dla Joe Bidena za udaną kampanię prezydencką; w oczekiwaniu na nominację Kolegium Elektorów Polska jest zdeterminowana, by utrzymać wysoki poziom i jakość partnerstwa strategicznego z USA" - napisał wtedy prezydent.

"(...) nigdy nie słyszałem, aby w amerykańskim procesie wyborczym było coś takiego, jak nominacja przez Kolegium Elektorskie. Biden wygrał wybory. Zdobył 290 pewnych głosów elektorskich, ostatecznie, po ponownym przeliczeniu głosów w Georgii, zdobędzie ich zapewne 306, by wygrać, potrzebował 270. Prezydenta-elekta w USA obwieszczają agencje prasowe, nie ma żadnego federalnego, centralnego ciała ani urzędu, w którego gestii leży owo obwieszczenie. Wszystko co następuje od dzisiaj - doliczenie reszty głosów, głosowania elektorskie - to czysta formalność. Joe Biden jest 46 prezydentem USA. Andrzej Duda jest debilem" - brzmiał cytowany w mediach wpis, który jest przedmiotem tej sprawy.

Prok. Skrzyniarz zaznaczyła, że śledztwo w tej sprawie rozpoczęło się po zawiadomieniu osoby prywatnej. "Przesłuchany w charakterze podejrzanego nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu, złożył wyjaśnienia. Wskazał, że wypowiedź stanowiła krytyczną ocenę działań prezydenta" - dodała prokurator.

"W ocenie prokuratury użyte przez podejrzanego określenie jest obraźliwe. Niedopuszczalne jest uznanie użytego słowa za merytoryczną krytykę, akceptowalną w ramach konstytucyjnej wolności wypowiedzi" - oceniła prokuratura.

Oskarżony pisarz odniósł się w poniedziałek na swym profilu do informacji z prokuratury. "Nie zamierzam zachowywać się jak warszawska prokuratura i ustosunkowywać się teraz do tego, czy zarzuty są słuszne, czy nie. To sprawa między mną a moim adwokatem. O tym, czy przyznaję się do winy, czy nie, dowie się najpierw sąd, a dopiero potem media, i te zwykłe, i te społecznościowe" - napisał. Dodał także m.in., że podejrzewa, iż jest "pierwszym od bardzo dawna pisarzem w tym kraju, który stanie przed sądem za to, co napisał".