PiS triumfuje po niedzielnym głosowaniu. I zapowiada, że jak tylko Państwowa Komisja Wyborcza upora się ze zliczaniem głosów i poda całościowe wyniki, zabiera się do roboty. Tylko jakiej?
Bo jeśli ma na myśli rządzenie w ośmiu sejmikach wojewódzkich, to grubo się może mylić. Jest bowiem niczym samotna wyspa na polskim morzu politycznym, również na szczeblu lokalnym. Z kim będzie wchodzić w koalicje, skoro z nikim nie chce rozmawiać (pomijam wyborcze porozumienia), a jak już rozmawia, to kończy się na wchłonięciu do własnych struktur albo usunięciu ze sceny partyjnej? Czy znajdzie się chętny na realizację takiego scenariusza? Samodzielnie PiS rządzić zaś nie może, bo nie uzyskał na tyle dużej przewagi (z wyjątkiem dwóch województw).
Wychodzi więc na to, że karty rozdawać będzie PSL. A to za sprawą historycznie najlepszego wyniku wyborczego. To wieloletni koalicjant PO i w imię dobrej współpracy będzie się najpierw dogadywał w ramach tego układu, a nie z partią Jarosława Kaczyńskiego. Zdecydowanie bardziej lubi „doborowe” towarzystwo niż samotność wyspiarzy. A co zostanie PiS-owi? Radość z pierwszego dużego sukcesu wyborczego po dziewięciu latach. I to – jak twierdzi Kaczyński – wystarczy. Przynajmniej na razie, czyli do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych. Wyspa będzie się rozrastała?