Dramatyczne dane pochodzą z raportu Międzynarodowej Grupy na Rzecz Praw Mniejszości. Brytyjska organizacja twierdzi, że ofiarami są głównie członkowie mniejszości etnicznych, którzy w wyniku ofensywy radykałów z Państwa Islamskiego i walk z irackimi wojskami rządowymi, znaleźli się w potrzasku.

Organizacja alarmuje, że od stycznia do października zginęło dwa razy więcej osób niż w ubiegłym roku. Eksperci doliczyli się też 1,7 miliona uchodźców z Iraku. Ofiarami walk i prześladowań padają przede wszystkim mniejszości takie grupy jak chrześcijanie, jazydzi i mniejsze społeczności. Tylko z samej prowincji Niniwa, tradycyjnie zamieszkiwanej przez wiele grup etnicznych, uciekło w ostatnich miesiącach pół miliona ludzi.

Carl Soderbergh z Międzynarodowej Grupy na Rzecz Praw Mniejszości podkreśla w rozmowie z Polskim Radiem, że nad niektórymi grupami zawisło widmo zagłady.

- Na przykład sabejscy mandejczycy, którzy są wyznawcami Jana Chrzciciela i są bardzo unikalną wspólnotą religijną. W ostatnim roku byli oni szczególnie narażeni na zabijanie i porwania. Teraz zostało ich już tylko 5 tysięcy w Iraku. Takie grupy są teraz naprawdę zagrożone wyginięciem - tłumaczy.

W raporcie czytamy, że radykałowie z Państwa Islamskiego nie tylko zabijają wyznawców innych religii, ale także gwałcą kobiety i sprzedają ludzi na targach niewolników. Zbrodni dopuszczają się jednak także inne grupy, w tym szyickie bojówki, które walczą przeciwko islamistom.
W tej sytuacji to właśnie mniejszości są najbardziej narażone na ataki.

- Grupy mniejszościowe są łatwym celem, bo nie mają politycznego wsparcia ani bojówek, które ich chronią. Na przykład sabejskim mandejczykom nie wolno nosić broni. Wszystkie te grupy zamieszkują strategiczne i sporne tereny, co dodatkowo naraża je na ataki - mówi przedstawiciel Międzynarodowej Grupy na Rzecz Praw Mniejszości.

Eksperci podkreślają, że problem zaczął się znacznie wcześniej niż tegoroczna ofensywa Państwa Islamskiego w Iraku i w Syrii, bo napięcia religijne i etniczne były w Iraku bardzo mocne od czasu upadku Saddama Husajna.

Jak podkreśla w rozmowie z Polskim Radiem Carl Soderbergh, Zachód zbyt długo zwlekał z reakcją na kryzys w Iraku. Teraz Europa powinna wspomagać kraje, które przyjmują irackich uchodźców, ale także zdecydowanie skuteczniej działać przeciwko fanatykom z Państwa Islamskiego.

- Chodzi nie tylko o Europejczyków, którzy jadą w tamte rejony i przyłączają się do islamistów. Państwo Islamskie zdołało bowiem zgromadzić ogromne sumy pieniędzy i materialnego wsparcia. Dlatego rządy krajów Europy i Bliskiego Wschodu powinny podjąć konkretne kroki, by zapobiec takiemu wspieraniu islamistów - dodaje Carl Soderbergh.

Kilkanaście tygodni temu media informowały o dramacie jazydów, którzy uciekali przed islamistami z północy Iraku. Część z nich schroniła się w trudno dostępnych górach na granicy z Syrią i dopiero poprzez transport lotniczy udało się dostarczyć im pomoc humanitarną.
Fanatycy z Państwa Islamskiego w lipcu ogłosili powstanie kalifatu na terenie Iraku i Syrii. Pozycje radykałów są stale bombardowane przez lotnictwo Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Holandii, Kanady a także krajów Zatoki Perskiej. Ocenia się, że do tej pory dokonano co najmniej 450 takich nalotów.