Ukraina chce się targować z Unią Europejską i Rosją. Tak decyzje władz w Kijowie o wstrzymaniu przygotowań do integracji z Unią Europejską komentują rosyjscy eksperci. Cytowani przez największe gazety politolodzy są zgodni - przerwa w procesie integracji europejskiej nie oznacza początku rozmów o przystąpieniu do Unii Celnej: Rosji, Białorusi i Kazachstanu.

Nie ma już szans na podpisanie teraz umowy stowarzyszeniowej Ukrainy z Unią Europejską. Kijów ogłosił wczoraj, że wstrzymał przygotowania. W opinii komentatora Rossijskoj Gaziety Władimira Fiesienko Kijów chce balansować między Moskwą a Brukselą. „Ukraina ogłosiła reset swojej polityki zagranicznej” - dodaje politolog. „Ukrainie nie pisana Europa” - podkreśla w tytule dziennik Kommiersant. Gazeta zaznacza, że - choć Ukraina nie zamierza integrować się z Unią Celną, to na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie na 100 procent nie podpisze żadnych porozumień z Unią Europejską.

Kommiersant cytuje również szefa komisji spraw zagranicznych Dumy Państwowej Aleksieja Puszkowa, który mówi wprost, że Ukrainy nie stać na unijną integrację. Natomiast Moskiewski Komsomolec dodaje, że Kijów przehandlował integrację z Unią Europejską za współpracę z Rosją.

Ukraińska prasa o umowie stowarzyszeniowej

Ukraińska prasa szeroko opisuje wczorajszy zwrot polityki zagranicznej ku Moskwie. Media śledzą także dokładnie manifestacje, które późnym wieczorem zorganizowali Ukraińcy. W Kijowie przyszło na nią nawet 3 tysiące osób.

„Kommersant” pisze, że rząd podejmując decyzję o wstrzymaniu przygotowań do umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską przekroczył swoje uprawnienia. Ekspert Walerij Czałyj twierdzi, że w takiej sytuacji powinna zebrać się Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Nadal obowiązuje bowiem dekret prezydenta mówiący o integracji europejskiej.
Ekonomista Ołeh Ustenko nazywa płonnymi nadzieje ukraińskich władz na polepszenie sytuacji gospodarczej dzięki poprawie stosunków z Rosją. Pieniądze, które popłyną z Moskwy mogą pomóc jedynie w załataniu dziur budżetowych, nie ułatwiają jednak rozmów z Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Nie rozwiążą też problemów wynikających ze złej polityki monetarnej i fiskalnej.

Tymczasem wszystkie, nawet uznawane za prorosyjskie, media elektroniczne szeroko opisują nocny protest zwolenników integracji europejskiej w centrum Kijowa. Ich liczba sięgała w szczytowym momencie 3 tysięcy osób i jak zauważają obserwatorzy dawno nikomu nie udało się na Ukrainie zebrać tyle osób na spontanicznej demonstracji. Wszyscy, którzy przyszli na stołeczny plac Niepodległości, dowiedzieli się o manifestacji z portali społecznościowych. W proteście nie uczestniczyli opłaceni demonstranci.

Unia zawiedziona decyzją Ukrainy

Wspólnota mówi, że jest rozczarowana decyzją ukraińskich władz. Nie będzie sukcesu na przyszłotygodniowym szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie. Ukraina w ostatnich dniach wysyłała sygnały, że nie zależy jej na podpisaniu umowy stowarzyszeniowej i decyzja nie powinna być zaskoczeniem. Ale w Brukseli można je było zauważyć. Komisarz do spraw rozszerzenia Stephan Fuele miał być podobny zaszokowany i odwołał wizytę w Kijowie. Według komentatorów, nie ma wątpliwości, że to wygrana Rosji.

Jej groźby, między innymi dotyczące blokady handlowej, okazały się skuteczne. Prezydent Wiktor Janukowycz zrobił bilans i uznał, że umowa stowarzyszeniowa nie zrekompensuje mu strat wynikających z pogorszenia kontaktów z Rosją. „On mówił, że zależy mu na bliższych relacjach z Unią, że chce podpisania umowy, ale okazało się, że wybrał Rosję. Jej oferta przeważyła, przemówiły między innymi niższe ceny gazu” - powiedział Polskiemu Radiu ekspert brukselskiego Centrum Studiów nad Polityką Europejską, Steven Blockmans.

Litwa, kierująca pracami Unii, jeszcze wczoraj prosiła Ukrainę o wyjaśnienie decyzji, ale litewski minister spraw zagranicznych Linas Linkeviczius też już stracił nadzieję. „Jeśli taka jest decyzja władz, to nie dojdzie do podpisania umowy. A jeśli nie teraz, to nie wiadomo kiedy będzie najbliższa okazja” - dodał litwewski minister. Mówi się, że będzie to możliwe za dwa lata, po wyborach do Parlamentu Europejskiego i na Ukrainie. Ale można też usłyszeć, że sprawa została odłożona na czas nieokreślony, bo nie ma gwarancji, że po 2015 roku nastąpi zmiana władz na Ukrainie, a Unia będzie nadal tak zdeterminowana, by umowę podpisać.