Prokurator generalny Andrzej Seremet wniósł kasację do Sądu Najwyższego w sprawie ambasadora tytularnego Tomasza Turowskiego, prawomocnie oczyszczonego z zarzutu kłamstwa lustracyjnego.

Powołując się na tajność sprawy, Prokuratura Generalna odmówiła PAP jakichkolwiek informacji - nawet tego, o co wnosi kasacja.

Na razie SN nie wyznaczył jeszcze terminu rozprawy, która będzie zapewne tajna - tak jak i oba procesy w dwóch instancjach. By SN uznał kasację, trzeba w niej wykazać, że SA rażąco naruszył prawo.

W lutym br. Sąd Apelacyjny w Warszawie zmienił wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie z 2011 r. o kłamstwie lustracyjnym Turowskiego. SA uznał, że sprawa b. szefa wydziału politycznego ambasady w Moskwie w ogóle nie powinna trafić do sądu - nie ujawniono dlaczego.

W tajnym ze względu na "interes państwa" procesie SO uznał Turowskiego na wniosek IPN za "kłamcę lustracyjnego" i zakazał na trzy lata pełnienia funkcji publicznych. SA uwzględnił apelację pełnomocników Turowskiego, którzy wnosili o uchylenie tego wyroku. SA oddalił apelację pionu lustracyjnego IPN, który chciał podwyższenia zakazu do 10 lat.

Pełnomocnik lustrowanego mec. Mikołaj Pietrzak mówił w lutym PAP, że żałuje, iż uzasadnienie SA nie mogło być jawne, bo "stanowiło lekcję nie tylko wykładni prawa zgodnie z duchem konstytucji, ale lekcję postawy obywatelskiej i praworządności". Nie ujawnił, co miał na myśli SA w jawnej części uzasadnienia.

W grudniu 2010 r. IPN wystąpił do sądu o lustrację Turowskiego, ówczesnego szefa wydziału politycznego Ambasady RP w Moskwie - nigdy nie ujawniono oficjalnie szczegółów sprawy. Zaraz po tym MSZ ogłosiło, że Turowski kończy misję w Moskwie. W początkach 2011 r. podał się on do dymisji, którą "w trybie natychmiastowym" przyjął minister Radosław Sikorski.

Według "Rzeczpospolitej" IPN podejrzewał Turowskiego (czego nigdy oficjalnie nie zdementowano), że w oświadczeniu lustracyjnym zataił, iż był tzw. nielegałem wywiadu PRL, skierowanym w 1975 r. jako oficer wywiadu do zakonu jezuitów w Watykanie. Miał być przez 10 lat dopuszczany do "największych tajemnic Watykanu dotyczących polityki wschodniej". W 1986 r. miał wystąpić z zakonu, a w 1993 r. zaczął pracę w MSZ. Zdaniem "Gazety Wyborczej" było to "przykrywką" dla działalności w polskim wywiadzie. Był ambasadorem na Kubie.

W 2007 r. za rządów w MSZ Anny Fotygi otrzymał stopień dyplomatyczny ambasadora tytularnego. Uczestniczył w przygotowaniu wizyty w Katyniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego. 10 kwietnia 2010 r. był na płycie lotniska, gdzie oczekiwano na przylot Tu-154M. Przesłuchano go jako świadka w polskim śledztwie ws. katastrofy.

"Nie można wykluczyć, że zaszła sytuacja nielojalności państwa wobec swojego funkcjonariusza, który został postawiony w sytuacji bez wyjścia" - tak według "GW" napisał SO w uzasadnieniu wyroku z 2011 r. Żadna ze stron procesu nie potwierdziła PAP tych informacji - ale też im nie zaprzeczyła. Zdaniem "GW" Turowski miał w sądzie tłumaczyć, że "nie miał zaufania do szczelności" IPN i kierował się wyższym dobrem, jakim była "ochrona źródeł" - czyli osób, które pozyskał do współpracy na terenie Rosji.

Dyplomaci to obecnie najliczniejsza kategoria lustrowanych urzędników

Według "GW" po 1989 r. Turowski przeszedł do wywiadu RP, gdzie miał chroniony najwyższą klauzulą tajemnicy status "nielegała", a oficjalnie był dyplomatą. Zdaniem "GW" do ambasady w Moskwie zadzwoniła w grudniu 2010 r. prokurator IPN mówiąc, że zakwestionowała jego oświadczenie lustracyjne. "Turowski był w szoku, że podała tę informację na normalną, niechronioną w żaden sposób linię. Dla niego oznaczało to, że służby rosyjskie, które kontrolują telefony ambasady, dowiedziały się, jaką pełni funkcję" - pisała "GW".

Jej zdaniem na pożegnalnym przyjęciu w Moskwie generał rosyjskiego wywiadu powiedział mu: "Nie musieliśmy cię wydalać. Zrobili to twoi". Według informacji "Gazety" wyjazd Turowskiego z Moskwy poprzedziła ewakuacja kilku oficerów polskiego wywiadu.

"GW" pisała też, że do 2007 r. był on na etacie w Agencji Wywiadu, a gdy skończył 60 lat, musiał odejść na emeryturę. Żeby dalej pracować dla wywiadu, przeszedł na status współpracownika wywiadu, co nałożyło na niego obowiązek poinformowania o swojej pracy w czasach PRL w oświadczeniu lustracyjnym. Zdaniem "GW" jako oficer przejęty przez służby III RP Turowski nie musiał ujawniać swojej roli w oświadczeniach dla IPN, a jako współpracownik taki obowiązek już miał.

Zgodnie z polskim prawem status współpracownika obecnego polskiego wywiadu jest wieczystą tajemnicą państwową.

Dyplomaci to obecnie najliczniejsza - po samorządowcach - kategoria urzędników lustrowanych na wniosek Instytutu. Za kłamców uznano już kilku z nich; trwają procesy m.in. b. wiceszefów resortu Macieja Kozłowskiego i Andrzeja Towpika.