W tym sporze nikt nie musi mieć racji. Ale wszyscy możemy być przegrani. Katastrofę Tu-154 skradli politycy i nieprędko ją teraz oddadzą. Przygotujmy się na długie miesiące oskarżeń, brutalnych insynuacji, które doprowadzą nas aż do samych wyborów parlamentarnych. Czas zejdzie nam na interpretowaniu każdego nowego słowa, spisanego ze stenogramów.
I tu fakty na bok. Ważne jest zadawanie ciosów. Platforma, podrzucając telewizji poruszające słowa pilota przed zakończeniem prokuratorskiego dochodzenia, chce odegrać się na PiS, oskarżający ją o zbrodniczą politykę i język agresji, którego eskalację, jak twierdzi PO, znacznie wcześniej zaczął Jarosław Kaczyński. Nie ma jednej prawdy. To, co kto tak naprawdę powiedział i co miał na myśli, zależy dziś bardziej od tego, kto słucha, i od dziennikarza, który referuje. Od naszych przekonań i historyczno-geograficznych uwarunkowań. Rzeczywistość dominują przewrotne argumenty politykówd usiłujących doprowadzić do ostatecznego rozstrzygnięcia. PO – do zmarginalizowania PiS, przekonując wątpiących o „krwi na rękach Kaczyńskiego”. A partia Jarosława Kaczyńskiego – do antyrządowej rewolty niedoświadczonych umysłów, którym próbuje zasiać teorię o morderczym spisku polskich elit z rosyjskim mocarstwem.
Czy ta spirala niedorzeczności da którejkolwiek ze stron zwycięstwo? W latach 20. Adolf Hitler w swojej drodze po władzę zaktywizował całe grupy społeczne, dotychczas niezwracające uwagi na wydarzenia polityczne. Ludzi podatnych na proste odpowiedzi na złożone pytania. Nieprzyzwyczajonych do wyciągania własnych wniosków i słuchania różnych stron, ale skorych do obarczania innych za osobiste porażki.
Nie piszę tego, żeby snuć paralelę między Hitlerem a Jarosławem Kaczyńskim, bo jej nie ma. Ważne jest to, co dalej działo się ze społeczeństwem. Raz uruchomione mechanizmy – masy politycznie pobudzone, nie żeby naprawiać i reformować, ale niszczyć tego odpowiedzialnego za całe zło – ciężko jest zatrzymać. I tak jak coraz trudniej będzie zatrzymać tłum i zrzeszenia ludzi wokół krzyża i organizacji 10 kwietnia, tak równie trudno będzie przywrócić do normalności tych, którzy wierzą, że wszystkie nasze bolączki znikną wraz z rozbiciem PiS.
Narosło w nas mnóstwo bezproduktywnej energii. Wzajemnej nienawiści, chęci zemsty. Telewizyjne debaty, nie bez udziału dziennikarzy, zamieniły się w rytuał łapania za słowa, przedrzeźniania i wypominania. „DGP” stroni od tego, co stało się normą w polskich gazetach, wypełniania stron opinii agresywną retoryką wzajemnych oskarżeń i szydzenia z siebie nawzajem. Z polityków i dziennikarzy z innych dziennikarzy. Jeżeli dziś postanowiłem napisać kilka słów więcej, to w przekonaniu, że wkrótce ten spór nie pozostanie bez wpływu na to, co w naszej rzeczywistości jest najważniejsze. Zabraknie miejsca na przygotowanie kraju do wciąż rozedrganej sytuacji gospodarczej na świecie. Dostosowania państwa do przemian zachodzących już w naszym społeczeństwie znacznie bardziej europejskim od rządzących.
Wszystko sprowadzone zostanie do błota i tej ruskiej trumny.