Dziś po południu do Polski ma trafić trzecia czarna skrzynka z samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiem; razem z nią mają wrócić polscy eksperci współpracujący w czynnościach śledczych - podał płk Jerzy Artymiak z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

Artymiak powiedział, że samolot ma wylecieć ok. godz. 16.30 (czasu lokalnego) z Moskwy.

Badania skrzynki zaczną się jeszcze dziś w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych i potrwają kilka dni. Prokurator wyjaśnił, że zawartość tej skrzynki musi być przebadana w Polsce, bo jest to produkt polski i tylko u nas można ją odczytać.

W badaniach będzie uczestniczył rosyjski członek komisji badającej wypadek. "To na razie jest dowód rzeczowy rosyjskiego śledztwa; w przyszłości strona polska, na podstawie umowy o pomocy prawnej, zwróci się formalnie o przekazanie tych dowodów" - wyjaśnił Artymiak.

"Piloci prezydenckiego samolotu wiedzieli, że się rozbiją"

"Piloci prezydenckiego samolotu wiedzieli, że się rozbiją" - powiedział prokurator generalny Andrzej Seremet w TOK FM. Zapis z czarnych skrzynek zostanie ujawniony; upublicznione nie zostaną tylko "treści intymne" - zapowiedział.

"Na podstawie danych, które są obecnie w dyspozycji prokuratorów, możemy przyjąć, że załoga miała świadomość zbliżającej się nieuchronnie katastrofy, wywołanej chociaż tym, że nastąpił wstrząs samolotu związany z uderzeniem skrzydła samolotu o drzewa, co jest ustaleniem nie podlegającym dyskusji" - powiedział Seremet.



Zaznaczył jednak, że jeszcze dokładnie nie wyliczono, czy nastąpiło to w ciągu trzech czy pięciu sekund. "To może nastąpić wyłącznie po badaniach technicznych związanych z odtworzeniem tych danych zapisanych w rejestratorach, czyli tzw. czarnych skrzynkach" - powiedział. "To wyliczenie nastąpi w miarę postępu śledztwa" - zaznaczył.

O wyliczeniach tych powiedział w środę Naczelny Prokurator Wojskowy płk Krzysztof Parulski, który jest w Smoleńsku. "Trzy do pięciu sekund - tak długo mogła trwać chwila, przez którą załoga prezydenckiego samolotu wiedziała już, że dojdzie do katastrofy" - mówił Parulski. "Zakładając, że prędkość lądującego samolotu wynosi 150 - 180 metrów na sekundę" - zaznaczył. Treści zapisu rozmów z czarnej skrzynki NPW nie ujawnił.

"Końcówka zapisu na taśmie była dramatyczna"

Jak powiedział "Gazecie Wyborczej" płk Zbigniew Rzepa, prokurator wojskowy, który bierze udział w badaniu przyczyn katastrofy, końcówka zapisu na taśmie "była dramatyczna", ale nie chciał powiedzieć, czy pasażerowie wiedzieli, że maszyna uderzy o ziemię. Rzepa pytany, czy fragmenty rozmów z kabiny to rozmowy między pilotami, czy też między nimi a którymś z pasażerów, odparł, że są to "na pewno rozmowy samych pilotów". Zaś to, czy oni rozmawiali jeszcze z osobą trzecią, będzie jasne "na 100 proc.", kiedy uda się zsynchronizować zapisy rozmów z czasem lotu.

Dyrektor departamentu prasowo-informacyjnego MON płk Wiesław Grzegorzewski powiedział o trzeciej skrzynce, że jest ona polskiej produkcji. "To rejestrator szybkiego dostępu, który rejestruje dla celów szkoleniowych, jak również technicznych i bieżących, parametry techniczne samolotu" - dodał. Podkreślił, że "niestety, ona nie rejestruje rozmów - te są tylko w rekorderach katastroficznych".

"W Tupolewie jest standardowo pięć skrzynek rekordowych. Część są to skrzynki tzw. eksploatacyjne, robocze, które nie mają przetrwać, natomiast dwie są tak zbudowane, by przetrwać najtrudniejsze chwile w momencie katastrofy" - powiedział Grzegorzewski. "Ta trzecia - która się zachowała, służy technikom do tego, by jak przygotowuje się samolot do lotu, czy zaraz po locie, wrzucić dane na twardy dysk komputera - wtedy wyświetlają się natychmiast informacje, czy samolot jest sprawny, czy nie. Albo świeci na zielono, albo pali się lampka na czerwono i trzeba wyjaśniać, co jest nie tak, jakie jest odchylenie od normy, jaki parametr jest przekroczony i co trzeba zrobić, żeby to naprawić" - dodał.