Magdalena M. ze swoją koleżanką Pauliną L. prowadziła wspólne interesy. W nocy z 1 na 2 listopada ubiegłego roku przyszła do niej - jak wynika z ustaleń śledczych - pod pretekstem rozliczenia się za sprzedane wspólnie rzeczy. Potem kobietę zabiła nożem, a mieszkanie podpaliła. W pokoju obok spało dwoje dzieci - ośmioletnia Oliwia i roczny Norbert. Zginęły w pożarze.
Po zatrzymaniu M., określana przez sąsiadów i media jako "diablica ze Stalowej", przyznała się do zamordowania koleżanki i szczegółowo opisała całą zbrodnię. Przekonywała, że zaatakowała, bo obwiniała Paulinę L. o swoje rozstanie z partnerem. Nie chciała jednak - jak mówiła - zabić ani jej, ani tym bardziej dzieci. Z mieszkania przed podpaleniem - jak ustalono - zabrała jednak ok. 1,5 tys. zł i biżuterię.
Według odczytanego w czwartek przez prokuratora aktu oskarżenia, kobieta odpowiada za to, że działając w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia Pauliny L. i w związku z dokonanym rozbojem zadała jej liczne rany cięte szyi skutkujące śmiercią, a następnie działając w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia dzieci pokrzywdzonej i w celu zatarcia śladów przestępstwa, używając ropopochodnej substancji, podłożyła ogień w mieszkaniu, po czym je opuściła zamykając drzwi na klucz. Doprowadziła tym samym do śmierci dzieci w wyniku zatrucia tlenkiem węgla.
Z opinii biegłych przygotowanej na etapie śledztwa wynika, że Magdalena M. w chwili popełnienia czynu była poczytalna i może brać udział w postępowaniu karnym. Grozi jej dożywocie.
W czwartek na rozpoczęcie procesu przyszli sąsiedzi obu kobiet. Nie kryli emocji, głośno domagali się surowej kary.
Kolejną rozprawę zaplanowano na 20 grudnia br. (PAP)