Na razie bezrobocie utrzymuje się na podobnym poziomie – w styczniu tego roku wyniosło 5,4 proc., czyli tyle samo co przed rokiem. I choć kolejne zakłady planują zwolnienia grupowe, to zdaniem Roberta Lisickiego, dyrektora departamentu pracy w Konfederacji Lewiatan, nie powinno to znacząco wpłynąć na rynek. Wciąż bowiem nasz kraj boryka się z deficytem rąk do pracy. W największym stopniu ich niedosyt jest widoczny w gronie pracowników fizycznych, czy specjalistów, co potwierdzają też oferty w urzędach pracy.

Skąd zatem takie podejście pracodawców? Ta sytuacja to konsekwencja coraz większych obaw po stronie firm co do ich sytuacji. Jej pogorszenia spodziewa się 33 proc. podmiotów, o 10 pkt proc. więcej niż przed rokiem – wynika z badania.

Wszystko z powodu rosnących wynagrodzeń. Choć ogólna podwyżka w tym roku będzie tylko raz – miała miejsce w styczniu – to są grupy zawodowe, które niezależnie od niej będą musiały zwiększyć wynagrodzenia swoim pracownikom. Mowa np. o firmach działających w ochronie zdrowia.

Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, dodaje, że do tego dochodzą rosnące koszty, w tym ceny energii, a także obawy o utratę klientów, co może doprowadzić do zmian w płynności finansowej.

Jest też dobra wiadomość. Ponad 70 proc. firm zamierza nie tylko utrzymać wynagrodzenia na dotychczasowym poziomie, ale też je podnieść. Mają świadomość, że tylko w ten sposób będą w stanie zatrzymać u siebie tzw. talenty.

– Widać jednak, że firmy starają się zachować równowagę między konkurencyjnością a kosztami. Wzrost płac w granicach 6–10 proc. to obecnie standard, ale coraz więcej firm decyduje się na bardziej umiarkowane podwyżki lub nawet zamraża wynagrodzenia – podsumowuje Krzysztof Inglot, ekspert rynku pracy, założyciel Personnel Service. ©℗

ikona lupy />
Jaka będzie sytuacja firmy w 2025 r. / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe