Jeszcze całkiem niedawno miliarder Rafał Brzoska przedstawiał kolejne pomysły deregulacji gospodarki i administracji. Misję tę powierzył mu Donald Tusk. Efekt przerósł oczekiwania nawet chyba samego premiera. Eksperci ocenili, że był to najlepszy ruch rządu ostatnich dwóch lat, mimo że wiele z zapowiedzi nie weszło jeszcze w życie. Deregulacja Brzoski była jednak zielonym światłem dla biznesu i obywateli. Państwo wreszcie dereguluje ,upraszcza, jednym słowem tworzy klimat do łatwiejszego, spokojniejszego życia. Mniej kontroli, przewidywalność, uproszczenie procedur, likwidacja bzdur - trudno temu nie kibicować.
Nowe kompetencje inspektorów- rynek w szoku
I nagle czar pryska. Po tych wszystkich sukcesach i deklaracjach przedsiębiorcy dostają nowy sygnał: oto Państwowa Inspekcja Pracy ma dostać nowe, potężne narzędzie do ręki. Inspektorzy będą mogli przekształcać umowy B2B w umowy o pracę, jeżeli uznają, że własna firma to fikcja, a przedsiębiorca chce ominąć przepisy kodeksu pracy. Nie musi mieć przy tym znaczenia, czy dwie strony umowy po prostu uznały, że taka forma relacji, jest dla nich korzystniejsza. Nie ma też znaczenia wieloletnia polityka państwa, która prowadziła przez długi czas do ograniczania umów o pracę.
Rynek i tysiące przedsiębiorców, którzy opierają swoją działalność o B2B ze względu na specyfikę swojej pracy (np. branża nowych technologii, rozrywkowa), poczuli się bardzo zaniepokojeni. Kompetencje inspektorów to mocna ingerencja w swobodę kształtowania umów, ale także otwarcie furtki do różnego rodzaju vendett i porachunków.
PIP, KSeF i inne reformy- państwo nieprzygotowane
Rząd pod presją i falą krytyki zmienia projekty, bo, jak się okazuje, tzw. unijny kamień milowy został zbyt restrykcyjnie wdrożony. Rynek z zapartym tchem czeka na kolejny, czwarty już projekt ustawy dzielnych, kreatywnych urzędników-legislatorów, a cała historia ciągnie się kolejny miesiąc, destabilizując poczucie bezpieczeństwa i niszcząc zaufanie do państwa, które delikatnie zaczęło się zawiązywać po deregulacjach Brzoski.
Pytanie: po co ktoś to robi? Nawet jeżeli chce wprowadzić nowe prawo, to dlaczego nie przedstawi ostatecznej, przemyślanej wersji. Zamiast tego co kilka tygodni straszy obywateli nowymi rozwiązaniami, po czym wrzuca je do kosza i przedstawia kolejne. Czy to jest dobra, rzetelna legislacja i dbałość o stabilne państwo prawa? Można mieć spore wątpliwości. Dobre prawo buduje się na rzetelnej informacji, przewidywalności i konsensusie społecznym, zwłaszcza wobec tak ingerujących w prawa obywateli i przedsiębiorców rozwiązań. Element porozumienia, poczucie dobra wspólnego nie jest jednak legislatorom znany. Widać to nie tylko przy PIP, ale też przy bardzo inwazyjnej reformie KSeF, do której państwo obywateli nie przygotowało - a wiosna 2026 może być bardzo burzliwa.
Urzędnicze państwo kontra deregulacja
Ale cóż, tak już chyba musi być. Po planach deregulacyjnych i sukcesie Rafała Brzoski, kiedy to chciano odebrać urzędnikom kawałek ich władzy, wahadło odbija w drugą stronę. Głębokie urzędnicze państwo podnosi głowę, jasno dając znać, że to nie koniec historii. Kilku urzędników-legislatorów zza swych resortowych biurek skutecznie destabilizuje poczucie bezpieczeństwa setek tysięcy przedsiębiorców i podatników, bez względu na szumne deklaracje uproszczeń i deregulacji. Pokazują tym samym, kto tu naprawdę rządzi.