Rosjanie postanowili przetestować cierpliwość Amerykanów oraz samego Donalda Trumpa i mocniej zaznaczyć swoją obecność w części świata, którą USA są coraz bardziej zainteresowane. Na celownik wzięli Indie. Do akcji użyli swej, rzekomo nowoczesnej i doskonałej, broni – czołgu T-14 Armata. Ekspert ujawnia sekrety rosyjskiej „broni przyszłości”.
Zmianę podejścia Donalda Trumpa do Rosji i jej prezydenta, Władimira Putina widać jak na dłoni. Do niedawna jeszcze wychwalany i podziwiany, gospodarz Kremla zaczął być postrzegany przez amerykańskiego prezydenta jako osoba, która nie chce porozumienia w sprawie wojny na Ukrainie. I Trump postanowił zaatakować.
Rosjanie rozpoczęli grę z Amerykanami
Jedną z nowych amerykańskich gróźb jest obłożenie dodatkowymi cłami tych państw, które nadal kupują rosyjską ropę naftową, a na liście tej znalazły się między innymi Indie. Nie jest bowiem tajemnicą, że od chwili nałożenia sankcji na Rosję, właśnie Indie stały się jednym z głównych odbiorców tego surowca, który po przerobieniu, sprzedawany jest dalej. Amerykańska zapowiedź przewiduje nowe cła o wysokości 25 proc. z możliwością podniesienia ich do 100 proc. Tymczasem pójście na zwarcie z Indiami może zrujnować amerykański plan bliższego związania tego kraju z USA, nad którym w ostatnich latach usilnie pracował amerykański przemysł zbrojeniowy.
- O Indie toczy się gra, także o indyjski rynek zbytu dla zbrojeniówki. Ostatnio mocno weszli na niego Amerykanie, na poziomie lotniczym. Sprzedali Hindusom Apache, śmigłowce Chinook, samoloty morskie Poseidon, budowane na bazie Boeinga – wylicza w rozmowie z Gazetą Prawną Mariusz Cielma, redaktor naczelny Nowej Techniki Wojskowej.
I teraz właśnie w to czułe miejsce postanowili uderzyć Rosjanie. Mając wieloletnie tradycje wojskowej współpracy z Indiami, zaproponowali im pewien wojskowy układ.
Rosyjski czołg przyszłości, czy złom?
Rosyjska propozycja przewiduje wspólną z Hindusami pracę nad rozwojem czołgu T-14 Armata, który już 10 lat temu reklamowany był w Moskwie jako broń przyszłości. Po raz pierwszy publicznie pojawił się na paradzie wojskowej z okazji święta 1 Maja w 2015 roku, a jak wtedy szczycili się Rosjanie, miał na głowę bić zachodnie odpowiedniki. Wyposażony w zautomatyzowaną wieżę i system aktywnej obrony miał nie tylko wprowadzić rosyjskie siły pancerne na wyższy poziom, ale też stać się bazą do produkcji całej rodziny nowoczesnych pojazdów pancernych. Coś jednak poszło nie tak.
- Padały wtedy podniosła słowa, jak szybko zostanie on wprowadzony do użytku, a w 2022 roku pierwszy z pułków, podmoskiewski, miał dostać pierwsze seryjne egzemplarze. Charakterystyczne jest to, że żaden z tych pojazdów, jakie pokazywali w 2015 r., czy sam czołg, czy też bazujący na jego podwoziu ciężki BWP i kołowy odpowiednik naszego Rosomaka w ogóle nie trafiły do wojska – wylicza Mariusz Cielma.
Rosjanie chwalili się, że w ciągu kilku lat wyprodukują aż 2300 sztuk tych pojazdów. Nie pojawiły się one jednak nawet na ukraińskim polu walki, a jak przyznał w marcu 2024 r. Siergiej Czemiezow, szef Rostecu, maszyny te nie weszły do szerszego użytku z uwagi na koszty. Specjaliści szacują, iż produkcja jednej maszyny kosztować mogła nawet dziesięciokrotnie więcej, niż modernizacja czołgu T-90.
Rosjanie kuszą Hindusów. W tle wielkie pieniądze
Teraz z pomocą przyjść mają Indie, którym Rosja zaproponowała wspólne prace badawcze nad rozwojem projektu T-14 Armata. Wstrzeliła się bardzo dobrze, bowiem Hindusom się spieszy, by jak najszybciej zmodernizować swą pancerną flotę, która w dużej mierze nadal opiera się na indyjskiej wersji czołgu T-72 Ajeya. Czas gra rolę, gdyż zarówno nieprzyjazny Pakistan, jak i sąsiednie Chiny posunęły do przodu modernizację swych wojsk pancernych.
- Z punktu widzenia Kremla można tę propozycję przedstawiać też tak, że nie trzymają tylko dla siebie swych najnowszych osiągnięć, a dzielą się ze współpracownikami. Na tym etapie propozycję tę można traktować jednak jako projekt podwyższonego ryzyka. Trzeba mieć kompetencje, aby zorientować się, czy przy rozwoju T-14 Rosjanie nie weszli w jakąś ślepą uliczkę, czy w ogóle ten kierunek prac ma jakieś uzasadnienie i co tam jest w środku – mówi ekspert.
Pewne jest, iż porozumienie to korzystne byłoby dla Rosjan, którzy mogliby skorzystać z hinduskiego programu „Make in India”, który zakłada dofinansowywanie nawet 70 proc. kosztów wojskowych projektów badawczych. Dla USA byłby to kolejny cios, zaraz po ogłoszonej niedawno rezygnacji Indii z pomysłu zakupu amerykańskich myśliwców F-35.