Żołnierze z amerykańskiego kontyngentu w Syrii stacjonujący na polu naftowym w Al-Omar stali się w poniedziałek celem ataku rakietowego - podał na Twitterze rzecznik koalicji płk. Wayne Marotto. "Nikt z wojskowych nie ucierpiał, trwa szacowanie szkód" - zaznaczył.

Do ataku doszło około 19:44 czasu lokalnego. Jak zaznaczył płk. Marotto,"siły amerykańskie odpowiedziały ostrzałem przeciwartyleryjskim, które celem było zniszczenie wyrzutni". Rzecznik nie powiedział, kto jego zdaniem, mógł stać za tym atakiem.

Jak zaznacza Reuters, ostrzału dokonały prawdopodobnie pro-irańskie milicje. "Nie minęły nawet 24 godziny od wydania przez prezydenta USA Joe Bidena rozkazu przeprowadzenia ataków lotniczych na ich bazy wojskowe na pograniczu syryjsko-irackim" - pisze Reuters. To już drugi taki zmasowany atak lotnictwa amerykańskiego; poprzedni ostrzał lotniczy zarządzony przez Bidena miał miejsce w lutym - przypomina agencja.

Anonimowe źródła z miasta Dajr az-Zaur we wschodniej Syrii potwierdziły, że ataku dokonały proirańskie milicje, które zaatakowały kontrolowane przez siły syryjskiej pozycji polna naftowe w Al-Omar, gdzie znajduje się baza USA, z mobilnych wyrzutni.

Reuters uzyskał potwierdzenie z amerykańskich źródeł wojskowych, że na bazę wojsk USA skierowano co najmniej 5 dronów z ładunkami wybuchowymi.

Syryjska agencja rządowa SANA podała, że w kierunku bazy wojsk USA w Al-Omar zmierza ok. 50 pojazdów wojskowych z uzbrojeniem. Agencja po raz kolejny potępiła weekendowe uderzenie z powietrza na milicje pro-irańskie w Syrii jako pogwałcenie integralności terytorialnej państwa.

Amerykańskie ataki lotnicze przeprowadzone podczas weekendu były - tak samo, jak w lutym - wymierzone w obiekty wykorzystywane przez powiązaną z Iranem szyicką milicję Kataib Sajed al-Szuhada, aktywną zwłaszcza w Syrii - przypominają media.

Sekretarz stanu USA Antony Blinken oświadczył po ich przeprowadzeniu amerykańskich nalotów, że "ataki były nieodzowną, właściwą i przemyślaną akcją, która miała odstraszyć milicje przed dalszymi działaniami zbrojnymi i doprowadzić do deeskalacji". W amerykańskich atakach lotniczych miało zginąć co najmniej czterech przedstawicieli kadry dowódczej grupy Kataib Sajed al-Szuhada.

W ocenie Teheranu ataki przeprowadzone przez lotnictwo amerykańskie w Syrii "naruszyły bezpieczeństwo regionalne, ale pierwszą ofiarą tej destrukcji będą właśnie Stany Zjednoczone" - jak oświadczył w poniedziałek rzecznik irańskiego resortu spraw zagranicznych Said Hatibzadeh.