Do grona państw decydujących się na odwieszenie powszechnego poboru do wojska dołączyła w ostatnich dniach Chorwacja. Wezwania na dwumiesięczne szkolenia dostaną wszyscy 19-latkowie. Jeśli odmówią rozpoczęcia służby z przyczyn religijnych lub moralnych, czekać będzie na nich trzymiesięczne szkolenie z obrony cywilnej.

Tysiące młodych ludzi dostanie od wojska list

Konieczność rozbudowy armii dostrzegli też Belgowie, od 1994 r. bazujący na ochotniczej armii zawodowej. Tamtejsze MON zdecydowało się jednak na niecodzienny ruch. Do blisko 150 tys. 17-latków skierowało listy zachęcające, aby związali swą przyszłość z armią. Za roczną służbę otrzymywać będą pensję w wysokości 2 tys. euro miesięcznie, czyli tyle samo, co zarabia żołnierz zawodowy.

W tym samym czasie Polska ruszyła z programem „wGotowości”, którego celem ma być przeszkolenie kilkuset tysięcy obywateli. Jak przekonuje wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz, każdy Polak będzie mógł skorzystać z tego „niezwykłego programu podnoszenia swoich umiejętności i kwalifikacji”. Optymizm ten budzi wątpliwości części wojskowych. W ocenie gen. Romana Polko, byłego dowódcy jednostki GROM, niewłaściwie zorganizowano cały system szkoleń i nie zadbano o odpowiednią infrastrukturę.

– Jeden kierunek rozwoju wojska to jest profesjonalna armia, a drugi to czerpanie z tych umiejętności, które posiadają ludzie w cywilu i przydatnych w armii. A u nas stawia się na medialne hasła. My zaczynamy od końca – najpierw zapraszamy na szkolenia, a reszta robiona jest według zasady, że jakoś to będzie – mówi wojskowy.

Skąd Polska ma wziąć rezerwistów?

Dotychczas w Polsce nie brakowało chętnych do służby wojskowej. Wprowadzona w 2022 r. dobrowolna zasadnicza służba wojskowa (DZSW) co roku cieszyła się zainteresowaniem kilkudziesięciu tysięcy Polaków i każdego roku musiano też zwiększać limity przyjęć. W 2023 r. liczbę miejsc powiększono z planowanych 25 tys. do 33 tys., a rok później z 34 tys. do 44 tys. Na rok 2026 MON zaplanowało już 39 tys. miejsc. Twórcy DZSW widzą dziś, że nie do końca wszystko idzie tak, jak zaplanowali.

– Każda metoda, która zwiększa rezerwy, jest pozytywna. U nas szkolenie aktywnej rezerwy niestety nie osiąga sukcesów z tego względu, że nie jest przygotowane tak, aby tych ochotników rzeczywiście czegoś nauczyć. Nie ma opracowanego systemu. Aktywna rezerwa to był dobry pomysł, natomiast w tej chwili jest to patologia. Znam przykłady, że żołnierze takiej służby przez kilka miesięcy nie mieli ani jednego strzelania – mówi DGP poseł Michał Jach z Prawa i Sprawiedliwości, członek sejmowej komisji obrony.

Lekarstwem na szybszą rozbudowę rezerw może być pójście śladem części europejskich państw i zwrócenie się w stronę jakiejś formy poboru powszechnego. Na krok taki zdecydowały się m.in. państwa bałtyckie, Szwecja, Norwegia, Dania i Finlandia. Nawet jeśli nie powołuje się wszystkich, to jak w Szwecji spośród młodych obywateli wojsko wybiera sobie tych, których chce przeszkolić. Także Turcja oraz Grecja bazują na powszechnej służbie wojskowej, nigdy z niej nie rezygnując.

Polski pomysł na powszechny pobór

Pomysł powrotu Polski do powszechnego poboru popiera część doświadczonych wojskowych, wśród których znajduje się gen. Leon Komornicki, były szef Sztabu Generalnego WP. Nie chodzi mu jednak o przymusowe branie w kamasze każdego, ale stworzenie powszechnego systemu edukacji narodowej.

– Już w szkołach powinien być program proobronny, podporządkowany potrzebom armii i spójny z jej kierunkiem rozwoju. Gdy uczniowie ukończą szkołę średnią, idą na kilka miesięcy do armii, gdzie prowadzone jest zgrywanie na poziomie pododdziałów. Po tych kilku miesiącach część z nich zostaje żołnierzami zawodowymi. Ukończenie takiego szkolenia dopiero upoważnia do ubiegania się o przyjęcie na studia czy kontynuowanie kariery, na przykład w administracji publicznej – mówi gen. Komornicki.

Podobna dyskusja przetacza się obecnie przez Niemcy. Nasz zachodni sąsiad chce wprowadzić model rozbudowy armii, opierający się głównie na ochotnikach, ale wspierany możliwością przymusowego uzupełniania braków kadrowych. Wzorować chcą się na systemie, jaki przyjęła Dania, uzupełniająca luki w drodze losowania. Od 1 lipca 2025 do tego modelu służby włączone zostały też kobiety.

Zdanie zaczęła zmieniać też duża część Polaków. Z przeprowadzonego na początku listopada sondażu (IBRiS dla „Rzeczpospolitej”) wynika, że już 45,5 proc. ankietowanych sprzeciwia się obowiązkowej służbie wojskowej. W marcu 2025 r. liczba ta była o 10 proc. niższa. ©℗