Od początku 2025 r. ukraińskie wojska postawiły na nowy sposób nękania rosyjskiego zaplecza i rozpoczęły serię uderzeń na położone w głębi kraju rafinerie. Cel był prosty – zmniejszyć zdolności produkcyjne wroga, a także pokazać, że nawet setki kilometrów od linii frontu nikt nie może czuć się bezpiecznie.

Rosjanie tworzą nową armię

Skuteczne ataki przy użyciu dronów i rakiet przeprowadzono między innymi na obiekty w Saratowie, Ufie, Jarosławiu i Razianiu. W ocenie specjalistów, w pewnym momencie doprowadzić miały one do 25 procentowego spadku rosyjskich zdolności przetwórczych ropy naftowej. Udane uderzenia ukraińskich pocisków wykazały nieskuteczność rosyjskiej obrony powietrznej w głębi kraju. I tego na Kremlu mieli już dość. Na początku listopada Władimir Putin podpisał uchwaloną w tempie ekspresowym ustawę, która ma znacząco wzmocnić rosyjskie zdolności obronne.

Pomysł jest prosty. Otóż w myśl nowych przepisów, do wojska będzie można powoływać rezerwistów także w czasie pokoju, a nie jak było to do tej pory – jedynie w podczas wojny. Ruch ten pozwolić ma na sformowanie dziesiątek nowych jednostek wojskowych, których jedynym zadaniem będzie ochrona obiektów infrastruktury krytycznej.

Co ciekawe, wcielanie w życie nowych przepisów zaczęto na kilkanaście dni przed tym, nim 4 listopada podpisał je Władimir Putin. Jak informuje „Kommiersant”, prace nad powołaniem nowych oddziałów wojskowych rozpoczęto jeszcze pod koniec października w 20 jednostkach administracyjnych Federacji Rosyjskiej. Jako pierwszy stworzony został oddział BARS-47, za którego powołanie zabrały się władze obwodu leningradzkiego. Jego zadaniem ma być nie tylko niszczenie bezzałogowców, ale też walka z sabotażystami.

Werbują na potęgę. To nie jest już wojsko „jednorazowego użytku”

Rosyjskie media potwierdzają, że werbunek do nowych jednostek prowadzony jest też w Tatarstanie, Baszkirii, Biełgorodzie, Briansku i Kursku. Do walki z dronami i sabotażystami powołany może być każdy rezerwista, który nie ukończył 50. roku życia. W przypadku oficerów granica ta podniesiona została do 65 lat. Jak podkreśla „Kommiersant”, z nowo stworzonych oddziałów powstać ma specjalna armia wewnętrzna. Na rosyjski pomysł z uwagą patrzą polscy wojskowi.

- Słabość rosyjskiego wewnętrznego frontu pokazali swego czasu wagnerowcy swym rajdem w kierunku Moskwy. Wtedy okazało się, że nikt nie miał pomysłu na obronę własnego państwa. Rosja cały czas pokazuje niesamowitą słabość w prowadzeniu takich operacji obronnych – mówi generał Roman Polko, było dowódca jednostki GROM.

Wskazuje on też na dwutorowość działań władz Federacji Rosyjskiej. Z jednej strony na front wysyłani są żołnierze o najsłabszych umiejętnościach, często kryminaliści, czy najemnicy. Nie brakuje wśród nich gości chociażby z Korei Poółnocnej. Ich zadaniem jest przepychanie ukraińskich sił, a w trakcie ataków dowództwo niespecjalnie liczy się ze stratami. Jest też i druga strona tej samej armii: ta, skierowana na front wewnętrzny.

- To jest świadomy żołnierz, który będzie działał na froncie wewnętrznym. I on już nie jest żołnierzem jednorazowego użytku. Te wewnętrzne rezerwy nie będą też przynosiły złej informacji zwrotnej. Będą od nich płynąć informacje, że siedzą na zapleczu, nic im się nie dzieje, a do tego dobrze zarabiają – mówi wojskowy.

Zarobki w jednostkach tej wewnętrznej armii różnią się, w zależności od tego, w której prowincji są one tworzone. Z doniesień „Kommiersnta” wynika, iż w obwodzie brianskim szeregowy zarobić może od 40 500 rubli (ok 1,8 tys. zł). Za to w Tule i Baszkirii płatności są o wiele skromniejsze i wynoszą do 10 tys. rubli (ok. 450 zł). Dodatkowo za każdą akcję bojową przewidywana jest kolejna płatność w wysokości 4000 rubli (ok. 180 zł.)