W wydanym oświadczeniu dowództwo napisało, że decyzja NATO to coś więcej niż polityczna deklaracja. „To konkretna odpowiedź, która pokazuje, że jedność Sojuszu przekłada się na realną obronę naszych granic. Eastern Sentry to nie tylko nowa inicjatywa – to jasny sygnał: granice NATO są nienaruszalne, a bezpieczeństwo naszych obywateli pozostaje priorytetem. W jedności tkwi siła, a w gotowości – zwycięstwo” – podkreślono w oficjalnym komunikacie.

NATO rusza z „Wschodnią Strażą”. Takiej reakcji nikt się nie spodziewał

Podczas piątkowej konferencji prasowej Rutte mówił otwarcie o rosyjskich prowokacjach. – Nierozważne działania Rosji w powietrzu wzdłuż naszej wschodniej flanki są coraz częstsze. Widzieliśmy drony naruszające naszą przestrzeń powietrzną w Rumunii, Estonii, na Łotwie i Litwie. Niezależnie od tego, czy było to celowe, czy nie, jest to niebezpieczne i niedopuszczalne – podkreślił sekretarz generalny.

Dodał także, że fundamentem NATO jest odstraszanie i obrona. – Ochrona naszej wschodniej flanki ma ogromne znaczenie. (...) I mamy plany zwiększenia naszej obecności – zaznaczył.

Nowa operacja obejmuje rozmieszczenie dodatkowych sił powietrznych i lądowych w regionie, w tym duńskich F-16, francuskich Rafale i niemieckich Eurofighterów. Decyzja zapadła po konsultacjach w ramach artykułu 4 Traktatu Waszyngtońskiego, o które wystąpiła Polska po ostatnich incydentach.

Polska armia: obrona realna, nie tylko symboliczna

Równolegle swoje stanowisko zaprezentował Sztab Generalny Wojska Polskiego. Podkreślono, że „nowa misja wzmocni bezpieczeństwo całej wschodniej flanki Sojuszu”.

Jak zaznaczono, Eastern Sentry ma nie tylko odstraszać Rosję, ale też w praktyce zintegrować systemy obronne państw członkowskich. Oznacza to większą liczbę patroli, wspólne ćwiczenia i gotowość do użycia broni w sytuacji zagrożenia.

Gen. Roman Polko: „To krok w dobrym kierunku”

Były dowódca jednostki GROM, gen. Roman Polko, ocenił, że decyzja NATO wykracza poza dyplomatyczne formuły. – To jest krok w dobrym kierunku. To pokazuje, że tak naprawdę Rosja tym atakiem doprowadziła do przyspieszenia pewnych prac, działań, globalizowania wartości – stwierdził.

Zwrócił uwagę, że do tej pory wsparcie wyrażało się głównie w telefonach i deklaracjach ministrów. – Już nie tylko ci wszyscy ministrowie, którzy dzwonią do wicepremiera Kosiniaka-Kamysza, czy deklarują takie, czy też inne wsparcie, ale konkretny program, projekt – zaznaczył.

Reakcja Sojuszu, jak dodał, zaskoczyła go pozytywnie. – Tak, to jest zdecydowanie bardzo dobre działanie. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się aż tak silnej, pozytywnej reakcji – mówił.

Polko podkreślił również, że Eastern Sentry otwiera pole do wykorzystania pełnego potencjału Polski w zakresie systemów bezzałogowych i nowych technologii. – NATO po prostu robi swoją robotę. Tu w takich momentach sobie zdajemy sprawę, że rzeczywiście mamy to ogromne szczęście doświadczyć, czym jest Sojusz, czym jest obrona kolektywna – podkreślił.

Czy drony należy niszczyć jeszcze przed granicą?

Generał zwrócił też uwagę na konieczność bardziej zdecydowanej strategii. – Jeżeli mówimy o bezpieczeństwie każdego skrawka terytorium Sojuszu, to należy rozważyć, aby zwalczać te drony, zanim dotrą do Polski. Nie ma co czekać, aż one wlecą na przykład gdzieś w pobliże naszych centr logistycznych czy transportowych – zaznaczył.

Rosyjskie drony nad Polską – przełomowa noc

Bezpośrednim powodem ogłoszenia „Wschodniej Straży” były wydarzenia z nocy z wtorku na środę. W trakcie rosyjskiego ataku na Ukrainę polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez drony bojowe.

Dowództwo Operacyjne poinformowało, że „jest to akt agresji, który stworzył realne zagrożenie dla bezpieczeństwa naszych obywateli”. Uruchomiono procedury obronne, a maszyny stanowiące bezpośrednie zagrożenie zostały zestrzelone przez polskie i sojusznicze lotnictwo.

To pierwszy taki przypadek w historii, gdy Siły Powietrzne użyły uzbrojenia nad terytorium Polski do zniszczenia wrogich obiektów.

Dzień po incydencie szef Biura Polityki Międzynarodowej Prezydenta Marcin Przydacz poinformował, że liczba naruszeń była większa, niż pierwotnie zakładano. Według niego granicę przekroczyło 21 rosyjskich dronów, a nie 19. Potwierdził to także minister obrony. – W czwartek przekazywałem w Sejmie informację o 19 naruszeniach przestrzeni powietrznej. Później była informacja ze strony wojska, po kolejnej analizie, że mogło dojść do 21 naruszeń przestrzeni powietrznej – wyjaśnił.