Pomysł posłów, by zająć się pozwoleniami na posiadanie broni narodził się w chwili, gdy coraz większa liczba Polaków deklaruje chęć nauki strzelania. Liczba pozwoleń na posiadanie broni zaczęła rosnąć z chwilą wybuchu wojny na Ukrainie i dziś zaczyna zbliżać się do 400 tys.
Posłowie biorą się za posiadaczy broni
I gdy pozwoleń przybywa, co pewien czas Polskę obiegają wiadomości o wypadkach, do jakich dochodzi na polowaniach. Wiadomości o pomyleniu człowieka z dzikiem słyszał niemal każdy i zaalarmowały one posłów Polski 2050. Postanowili oni złożyć projekt zmian w ustawie o posiadaniu broni, wprowadzający cykliczne, obowiązkowe badania lekarskie. Ich pomysł zakłada, iż posiadacze pozwoleń co 5 lat będą musieli przechodzić między innymi badania wzroku i psychologiczne, a gdy ukończą 70. rok życia – co 2 lata.
- Przede wszystkim takie jest oczekiwanie społeczne, co wykazują badania robione przez Ministerstwo Klimatu: 86 proc osób uważa, że myśliwi i posiadacze broni powinni przechodzić obowiązkowe badania ogólne, takie jak: wzroku, słuchu oraz psychologiczne. Chodzi o kwestie bezpieczeństwa, bo jeśli ktoś posiada broń i jej używa i gdy coś stanie się z jego zdrowiem, to może stanowić zagrożenie. Gdy ktoś nie jest badany, to nie można ufać, że sam się tej broni pozbawi, natomiast może komuś zrobić krzywdę – tłumaczy w rozmowie z DGP posłanka Ewa Szymanowska (Polska 2050), jedna z inicjatorek zmian prawa.
Przypomina ona, iż podobny projekt już kiedyś trafił do Sejmu , ale wówczas dotyczył jedynie myśliwych i na wprowadzenie zmian nie zgodzili się posłowie PSL. Dlatego teraz rozszerzono go na wszystkich posiadaczy broni. Posłanka Szymanowska nie zgadza się też z argumentem, iż poprzez zaostrzanie przepisów doprowadzi do rozbrojenia Polaków i to w chwili, gdy za naszą wschodnią granicą toczy się wojna.
- Oby do tego nie doszło, ale jeśli kiedyś wybuchłaby wojna, to nikt nie będzie patrzył, czy mamy pozwolenie, czy nie. Ale teraz nie jesteśmy w stanie wojny i argument, że chcę rozbrajać społeczeństwo powoduje, iż rodzi się podejrzenie, że ktoś obawia się, iż wielu posiadaczy broni tych badań nie przejdzie – mówi parlamentarzystka.
Prawnicy obalają poselskie argumenty
W uzasadnieniu do projektu ustawy przetaczane są przykłady wypadków, do jakich w ostatnich latach dochodziło podczas polowań. Pojawiają się też policyjne statystyki z 2023 r., z których wynika, że w ciągu jednego roku w Polsce doszło do 603 przestępstw związanych użyciem broni palnej i 39 zabójstw. Podstawowym argumentem wydają się jednak być wypadki na polowaniach. A takie stawianie sprawy wprawia w osłupienie myśliwych i promotorów idei posiadania broni palnej.
- Taka propozycja zmian to w ogóle jest kompletny nonsens, ponieważ nie było żadnego wypadku, w którym przyczyną byłby stan zdrowia myśliwego. Przyczyną wypadków jest nieprzestrzeganie zasad obchodzenia się z bronią, albo zasad wykonywania polowania – mówi DGP mec. dr Witold Daniłowicz, myśliwy i specjalista ds. prawa łowieckiego.
Przytacza prosty przykład myśliwego ze słabszym wzrokiem, który idzie polować na dziki. Prawo dopuszcza, by otworzył ogień do zwierzęcia z odległości 200 m., ale wada wzroku może nie pozwolić mu na właściwą identyfikację zwierzęcia. Jeśli zaś tego nie zrobi, to nie ma prawa otworzyć ognia i musi zbliżyć się do zwierzęcia na odległość, pozwalającą właściwie je rozpoznać. Jeśli tego nie zrobi, to łamie przepisy dotyczące polowań.
Setki tysięcy badań. „Widać, jaki to jest biznes”
Podobnie propozycję zmian ocenia mec. Krzysztof Kuczyński, ekspert ds. prawa o broni palnej i właściciel Gdańskiej Szkoły Strzelectwa. Zwraca jednak uwagę na jeszcze jeden aspekt proponowanych zmian, a mianowicie same badania lekarskie, które w jednym momencie będą musiały przeprowadzić nawet setki tysięcy osób.
- Rozporządzenie Ministra Zdrowia mówi o 13 stanach chorobowych, których rozpoznanie skutkuje odmową wydania pozwolenia na broń. Wśród nich są zaburzenia osobowości, czy schizofrenia. I teraz proszę sobie wyobrazić, że każdy ze 150 tys. myśliwych będzie badany co 5 lat, czy czasem nie ujawniła mu się w tym czasie schizofrenia. To będzie nie tylko dodatkowe obciążenie finansowe dla myśliwych, ale też niezły biznes, gdyż koszt takiego badania to kilkaset złotych. Projekt ustawy zakłada natomiast badanie wszystkich posiadaczy broni, czyli obecnie ponad 300 tys. osób i gołym okiem widać, jaki to jest biznes – mówi DGP Krzysztof Kuczyński.
Proponowane przez posłów zmiany uważa za zbędne i wskazuje, że już dziś policja może skierować na przymusowe badania posiadacza broni, u którego ujawnią się jakieś objawy chorobowe. Na koszt cyklicznych badań również uwagę zwraca mec. Daniłowicz.
- Cała ta debata nie ma nic wspólnego z próbą zmniejszenia liczby wypadków, tylko chodzi o próbę utrudnienia ludziom bycie myśliwymi. Te badania są bardzo kosztowne. Wiele starszych osób, które wiele nie polują, da sobie po prostu spokój i przestanie polować. I o to właśnie chodzi – ocenia mec. Daniłowicz.
Co się stanie z masą broni?
W złożonym w Sejmie projekcie zmian ustawy nie wpisano jasno, co w sytuacji, gdy ktoś straci prawo do posiadania broni, będzie musiał zrobić z już posiadanymi egzemplarzami. To regulować mają już obowiązujące przepisy, obligujące do zdeponowania takiej broni w komisariacie policji, albo do jej odsprzedania. Gdy jednak doszłoby do masowego odbierania broni, a ludzie nie chcieliby zajmować się jej handlem, koszt złomowania spocznie na barkach policji. I raz już tak było.
- Pamiętam taką sytuację, kiedy nagle wprowadzono obligatoryjne badania lekarskie dla posiadaczy broni gazowej, co wiązało się z opłatą. I nagle do jednostek policji zwrócono tysiące sztuk broni gazowej. Wszystko musiało być zezłomowane – wspomina Mariusz Sokołowski, były rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji. Dlatego wolałby, aby w projekcie zmian pojawiły się dokładne zapisy, kto będzie zobowiązany do pozbycia się broni, gdy na mocy nowego prawa straci uprawnienia do jej posiadania.