- Polacy chcą pozwolenia na broń. Rośnie zainteresowanie
- Dlaczego politycy blokują dostęp do broni w Polsce?
- Wojsko wydaje miliardy, a Polacy bez umiejętności strzeleckich
- Szkolenia wojskowe a realne przygotowanie obywateli do obrony
- Pozwolenia sportowe na broń. Furtka dla Polaków
Liczby są bezwzględne – Polacy coraz chętnie starają się o zdobycie własnej broni, ale na przeszkodzie stoi im państwo. Skostniałe struktury, monopol oraz podejście policji powodują, że mimo iż sami chcemy się bronić, nie daje się nam takiej szansy. Ekspert obnaża kulisy trudnego życia tych, którzy zamarzą o własnej broni palnej.
Polacy chcą pozwolenia na broń. Rośnie zainteresowanie
Wojciech Kubik: - Statystyki pokazują, że Polacy garną się, by zdobyć pozwolenie na posiadanie broni palnej, a mimo tego nadal w Polsce jest jej mało. Czy u nas naprawdę, na tle Europy, jest tak źle?
Krzysztof Kuczyński: - Nadal jesteśmy najbardziej rozbrojonym narodem Europy. To hasło pojawia się w przestrzeni medialnej od dłuższego czasu i niestety nadal jest aktualne. A dzieje się to pomimo tego, że chęć posiadania broni w naszym społeczeństwie wyraźnie wzrasta. Sam wzrost zainteresowania to jednak mała pociecha. Sto procent z jednego procenta do łącznie nadal tylko dwa procent. W Polsce obecnie mamy więc około 2,5 sztuk broni na 100 mieszkańców. Dla porównania, Finlandia to jest ponad 30, Niemcy koło 20. Średnia w UE to około 16 sztuk na 100 mieszkańców. Na tle Europy Polska nadal jest więc wyjątkowo rozbrojona.
Skąd Pana zdaniem wzięła się ta niechęć, by dać ludziom broń do ręki?
- Przed wojną tak nie było. Kraj był nasycony bronią. Było jej oczywiście o wiele więcej niż teraz, a mimo to Polacy się jakoś wyjątkowo na tle Europejczyków wzajemnie nie wybijali. Natomiast za czasów PRL, co jest typowe dla wszystkich reżimów, rozbrojono obywateli. Wtedy posiadanie broni było bardzo reglamentowane, ograniczało się do osób, którym władza mogła ufać.
Niewiele się zmieniło w pierwszych dekadach III RP. Zmiany w prawie luzujące obostrzenia postępowały bardzo wolno. Ale nadal Policja nie była zainteresowana tym, żeby rozszerzyć krąg posiadaczy broni. Każda uzbrojona osoba to przecież potencjalny problem. I dziś, choć na tle innych krajów europejskich przepisy mamy naprawdę relatywnie niezłe, to przez ich restrykcyjną interpretację przez organy Policji, wiele osób spotyka się z odmową wydania pozwolenia na posiadanie broni. Dotyczy to często osób, które obiektywnie nie sposób określać jako niebezpieczne. Przypadki są różne. Spotyka się odmowy z uwagi na zbyt dużą liczbę przewinień komunikacyjnych, konflikt rozwodowy, pomówienia jednej osoby. Niejednokrotnie mało znaczący konflikt z prawem za młodu, skutkuje odmową wydania pozwolenia nawet po 15-20 latach, gdy jesteśmy już całkowicie innymi, ustatkowanymi życiowo ludźmi. W wielu wypadkach trudno oprzeć się wrażeniu, że chodzi o pretekst, a nie realny powód.
Dlaczego politycy blokują dostęp do broni w Polsce?
Czy skoro jeden z problemów tkwi po stronie policji, to politycy nie mogliby tego zmienić?
- Mogliby. Tylko politycy boją się pochodzić do tematu zasad dostępu do broni. Bo każdy wypadek z użyciem broni palnej jest od razu intensywnie nagłaśniany w mediach. Politycy nie chcą być kojarzeni z takimi sytuacjami. A jako że walka polityczna w Polsce jest coraz bardziej bezwzględna, każdy stojący za ułatwieniem dostępu do broni jest z automatu uznawany za winnego takiego zdarzenia. I tego się boją politycy. Właśnie dlatego, od lewa, do prawa, nie ma woli, aby zmieniać te przepisy.
Tylko z ust przeciwników liberalizacji prawa o posiadaniu broni padają argumenty, że jak ją dostaniemy, to się po prostu powybijamy...
- Tak, przeciwnicy upowszechnienia strzelectwa często powtarzają slogan, iż jesteśmy tak nieobliczalni, że jak tylko dostaniemy broń do ręki to się na ulicach się pozabijamy. Bo łatwiej nas przestraszyć niż zachęcić do rzeczowej dyskusji. A fakty przeczą takiej hipotezie. Nawet tak znaczny wzrost liczby posiadaczy broni, jaki zauważamy obecnie, nie przekłada się przecież na zwiększenie się przestępczości z jej wykorzystaniem. Oczywiście mówimy o leganie posiadanej broni. Problem jest na tyle marginalny, że Policja nie prowadzi odrębnych statystyk dotyczących przestępczości z użyciem broni palnej.
Daleko posunięte restrykcje dotykają najbardziej praworządnych obywateli. Przestępca nie będzie się przecież zastanawiał, jakie są przepisy dotyczące pozyskania czy użycia broni palnej, bo on po prostu wkalkuluje sobie w ryzyko, że do planowanego przestępstwa będzie musiał popełnić jeszcze jedno - nielegalnego posiadania broni. A prawda jest taka, że zabija człowiek, a nie narzędzie. To nie samochód wjeżdża w tłum, tylko kierowca. Ten kto chce komuś zrobić krzywdę, to znajdzie na to sposób. Niezależnie od narzędzia i tego czy zdobędzie je w sposób legalny, czy nielegalny. Ale nie dotyczy to naszego narodu jako takiego, a poszczególnych jednostek.
Wojsko wydaje miliardy, a Polacy bez umiejętności strzeleckich
To może zasadny jest inny argument, że skoro przez tyle lat było w miarę spokojnie, a broniła nas policja, to dobrze, aby tak pozostało?
- Chciałbym by na świecie panował tylko pokój, a ludzie nie kierowali się przeciwko sobie. Przez wiele lat żyliśmy w czasach pokoju, nie czując zagrożenia ani ze strony innych obywateli ani sąsiednich państw. I tym tłumaczyć należy relatywnie niskie zainteresowanie posiadaniem broni. Ale dziś sytuacja się zmieniła. I znaleźliśmy się w strasznej pułapce. Myślimy ciągle takimi kategoriami, jakbyśmy byli w bańce bezpiecznego, kolorowego świata, gdzie wszędzie biegają same jednorożce. A przecież za granicą mamy nieobliczalnego, agresywnego sąsiada, który ewidentnie jest do nas wrogo nastawiony. I z jednej strony akceptujemy, że Państwo wydaje grube miliardy na zbrojenia, bo czujemy, iż musimy nagle radykalnie wzmocnić swoją armię i przygotowywać się do ewentualnej wojny. A z drugiej strony, na poziomie obywatelskim mówimy ludziom: „nie, ty obywatelu najlepiej jakbyś nie miał nic wspólnego z bronią palną”.
Rząd już zapowiedział, że wojsko będzie nas szkolić. To nie wystarczy?
- Szkolenie z obsługi broni palnej przez dwa, trzy tygodnie przed wysłaniem na front? To zdecydowanie za mało. Oczywiście, że w tym czasie nauczymy się trzymać broń, celować, oddawać strzały. Ale nie mniej istotne jest wyrobienie sobie pewnych nawyków bezpiecznego jej używania. Czymś innym jest używanie broni na strzelnicy, gdzie mamy wyizolowane warunki, gdzie nie jesteśmy zmęczeni, zestresowani, gdzie jest dużo światła, nikt nam nie zagraża i w każdej chwili możemy przerwać trening. Ale jak nie daj Boże kiedyś będziemy musieli używać broni w realnym życiu, to tam nie będziemy mieli kulochwytu, nikt nie będzie nam doradzał, a my będziemy zmęczeni i zestresowani. I wtedy pewne nawyki mogą decydować o tym, czy ja nie postrzelę siebie, albo kolegi. A tego nie nauczymy się w dwa tygodnie. I jeżeli wojsko chciałoby mieć naprawdę dobrych strzelców, to nie może liczyć na to, że niezbędne nawyki i doświadczenie zdobędziemy na „unitarce”, przed wysłaniem na front. Szczególnie, że większość z nas nigdy nie miała kontaktu z wojskiem.
Szkolenia wojskowe a realne przygotowanie obywateli do obrony
Czyżby nie przekonywał Pana pomysł, że sprawę załatwi program powszechnych szkoleń wojskowych?
- Powszechne szkolenia to piękna idea. Ale do tego potrzeba ogromnych zasobów – instruktorów, broni, amunicji, strzelnic. Na dziś nie mam żadnych sygnałów, że nasze państwo chce w to zainwestować. Ale nawet gdyby, to nic nie zastąpi bezpośredniego codziennego kontaktu z bronią, jakim cieszą się jej posiadacze. Bo posiadając własną broń sam decyduję o stopniu swego wyszkolenia. Do tego trzeba praktyki, treningu, częstych wizyt na strzelnicy.
Drugim problemem jest sama jakość broni i dostosowanie jej do strzelca. Ja uważam, że każdy rozsądny i praworządny człowiek, który jest zdrowy na ciele i umyśle, powinien mieć w domu swoją broń, dostosowaną do siebie. Najlepiej, aby była ona zunifikowana z tym, co byłoby potrzebne w razie konfliktu i przykładowo niech to będzie nasz polski karabinek Grot. Wtedy każdy mógłby sam sobie kupić celowniki, cały osprzęt do niej, bo przecież w przypadku konfliktu armia nas nie wyposaży w noktowizję, termowizję, gdyż na to po prostu nie ma pieniędzy.
A musimy liczyć się z tym, iż w przypadku inwazji, wszystkich nas zmobilizują i wcielą do armii. Wtedy wolałbym mieć swój sprzęt i urządzenia, które dadzą mi przewagę na polu walki, a nie liczyć na to, w co będzie w stanie wyposażyć mnie MON.
Pozwolenia sportowe na broń. Furtka dla Polaków
Polacy, chcąc nauczyć się strzelać, często wybierają pozwolenie sportowe. Jak ocenia Pan tę furtkę, by chcąc nauczyć się strzelać, formalnie trzeba zostać sportowcem?
- PZSS został wpisany do ustawy, jako organizacja, która może alternatywnie szkolić i na podstawie dokumentów PZSS można otrzymać pozwolenie. Sportowe pozwolenie na broń jest obecnie najbardziej atrakcyjne, ponieważ pozwala posiadać każdą broń i pozwala ją dodatkowo nosić. Tylko aby dostać jakie uprawnienia, trzeba wejść w objęcia PZSS, płacić składki klubu zrzeszonego w PZSS, co roku chodzić na zawody (też płatne), przedłużać licencję – też odpłatnie. Posiadanie patentu strzeleckiego i licencji związkowej jest więc warunkiem nie tylko uzyskania pozwolenia, ale też jego utrzymania. Jak stracisz licencję – Policja odbierze ci pozwolenie. Wystarczy, że PZSS ograniczy ważność wydawanego przez siebie patentu. Skutek będzie ten sam. Więc de facto PZSS swoimi wewnętrznymi przepisami może decydować o tym, jaka jest struktura posiadaczy pozwoleń na broń sportową w Polsce. To nie powinno tak wyglądać.
PZSS to prywatna instytucja. To też organizacja, która nie ma żadnej konkurencji. Ja nie mam nic przeciwko temu, aby strzelectwo sportowe było organizowane przez PZSS. Wręcz przeciwnie. Tylko, że przy tak ogromnej liczbie licencjonowanych zawodników chciałbym zobaczyć wyniki sportowe na arenie międzynarodowej. Mamy dziesiątki tysięcy licencjonowanych zawodników. A ilu mamy medalistów? A ilu z nich pozostałoby członkami PZSS, gdyby od tego nie zależało utrzymanie pozwolenia na broń?
Czyli brakuje nam alternatyw?
- Uważam, że szczególnie w obliczu zagrożenia zewnętrznego, powinny powstać alternatywne do PZSS organizacje, oferujące wsparcie w uzyskaniu pozwolenia na broń. Zamiast sztucznych zawodów, powinniśmy położyć nacisk na szkolenie praktyczne w zakresie proobronnym, połączonym z podstawami ratownictwa. Wymagałoby to zmian w prawie, które stworzyłyby podstawę do zwiększenia liczby organizacji szkolących i egzaminujących z zasad bezpieczeństwa i posługiwania się bronią.
Nowelizacja ustawy o broni i amunicji w Sejmie bez decyzji
Próbowaliście swoim pomysłem zainteresować polityków?
Tak. Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi temat nowelizacji ustawy znów się pojawił w ławach sejmowych. Miałem przyjemność wziąć udział w pracach zespołu ekspertów nad projektami ewentualnych zmian. Rozmawialiśmy o tym w Sejmie z politykami. Napracowaliśmy się, ale ostatecznie szerszej woli politycznej nasz parlament nie z siebie nie wydusił i projekty nowelizacji poszły do zamrażarki. Mimo, że w tym czasie Ukraina już płonęła. Pozostał przygotowany przeze mnie projekt nowelizacji ustawy o broni i amunicji. Jest on dość zachowawczy. Tworząc ten projekt chodziło przede wszystkim o to, aby znieść nadmierne utrudnienia w dostępie do broni. Aby organy Policji nie miały tak dalece idącej dowolności i swobody interpretacji, przy jednoczesnym zachowaniu ograniczeń w dostępie do broni osobom z zasady mogących stwarzać zagrożenie. Ten projekt jest gotowy, można się nim zająć, tylko ktoś musiałby chcieć się tym zainteresować.
A jak wygląda kwestia infrastruktury strzeleckiej? Od kilku lat pojawiają się przecież rządowe programy budowania strzelnic w każdym powiecie.
- Infrastruktura jest zdecydowanie za mała. Obym się mylił, ale nie obiecuję sobie niczego od zapowiedzi jakichkolwiek rządowych programów budowy strzelnic. Program „strzelnica w każdym powiecie” skończył się bez wymiernych efektów. Ciężar prowadzenia strzelnic spoczywa więc obecnie na klubach sportowych, które muszą mieć taką infrastrukturę by być członkami PZSS. Są też typowo komercyjnie prowadzone strzelnice. Każdy prywatny przedsiębiorca, mając odpowiedni teren lub budynek może taką strzelnicę stworzyć. Jak w to życiu, tu pojawia się pole do usprawnień w naszych przepisach. Problemem jest m.in. bardzo niejednolita praktyka organów gminy przy zatwierdzaniu regulaminów funkcjonowania strzelnic. Ten proces wykorzystywany jest niejednokrotnie do tego by strzelnica w danej lokalizacji nie powstała, choć formalnie na to organ gminy nie może wpływać. Niezależnie jednak od lokalnych problemów, do stworzenia strzelnicy potrzebne są dość istotne środki. Może więc KPO mogłoby być źródłem finansowania takich inwestycji. Jak będzie, czas pokaże.