Pomysł uchwalenia pięcioletniego podatku wojennego zgłosił członek Rady Polityki Pieniężnej, Ludwik Kotecki. I chociaż politycy na razie nie chcą mówić o wprowadzaniu takiego rozwiązania w życie, a pieniędzy na zbrojenia zamierzają szukać gdzie indziej, to zdaniem bacznego obserwatora życia politycznego, politologa, prof. Rafała Chwedoruka, znaleźliby się chętni do poparcia takiego rozwiązania.
Gdzie jest sejmowa "partia wojny"?
Prof. Rafał Chwedoruk: - Jeśli chodzi o ograniczanie świadczeń socjalnych i podatek wojenny, czyli mówiąc w skrócie „armaty zamiast masła”, to sądzę, że wśród polityków można będzie znaleźć chętnych do przeprowadzenia takiego projektu. I to niezależnie od głównych podziałów. Chyba tylko na Lewicy byłoby trochę ciężej. Takich chętnych można by znaleźć PO, ponieważ wciąż jest tam wielu polityków o liberalnych poglądach gospodarczych. Tak jak w innych polskich partiach, wewnątrz PO jest poprzeczna „partia wojny”, która stawia na taką kartę.
Analogicznie jest w PiS, co wychodzi podczas ostatniego dyskursu politycznego. Przecież tam jest nadal wielu dawnych wolonorynkowców, którzy trafili do tej partii w imię wartości konserwatywnych, a nie ze względu na programy gospodarcze. W Konfederacji może byłoby najprościej znaleźć zwolenników takiego rozwiązania, tylko pytanie, wojny z kim miałoby to dotyczyć.
Wywoływanie paniki moralnej na kanwie zagrożenia rosyjskiego, w tym domniemanego zagrożenia o charakterze militarnym służy wszelkiego rodzaju działaniom i absolutnie nieodpowiedzialnym wydatkom, podejmowanym pod wpływem chwili, przejściowych nastrojów części opinii publicznej i lobbystów.
Jeśli spojrzymy na różne badania opinii publicznej, dotyczące stosunku Polaków do na przykład przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej, zestrzeliwania rosyjskich obiektów na terenie Ukrainy, co mogłoby stać się faktycznym przystąpieniem do wojny, czy do powinności obywatelskich, to mogę sobie wyobrazić chętnych w różnych partiach, którzy próbowaliby coś takiego przeforsować. Zwłaszcza, że dzisiejsza polityka jest wyjątkowo krótkoterminowa.
Wojenna psychoza to broń krótkiego zasięgu
Polityk jest jak menadżer we współczesnej gospodarce: nie jest rozliczany z tego, jak będzie wyglądał bilans banku za dekadę, ale jak będzie wyglądał za kwartał. I sprawa NIK oraz raportu o zbrojeniach doskonale to pokazuje. Pod wpływem paranoi wojennej kupowaliśmy w wielu wypadkach broń, która gdy popatrzy się na to, jak wygląda wojna na Ukrainie, jak będą wyglądały konflikty przyszłości, to sprawia wrażenie, że była kupowana na wojnę iracko-irańską w latach 80. XX wieku.
Mogę sobie wyobrazić przejście czegoś takiego przez Sejm. Tak jak w pierwszych dniach po inwazji nieuzbrojonych dronów na Polskę, wielu polityków było w stanie ulec chwilowej, zbiorowej psychozie. Natomiast nie sądzę, żeby opinia publiczna w dłuższym terminie, to znaczy przy podjęciu dyskusji, była w stanie coś takiego zaakceptować. Po pierwsze dlatego, że to oznacza kolejny podatek, a po drugie, że to oznacza opłatę na coś takiego, czego tak naprawdę sobie nie życzymy.
Jeśli spojrzymy na demograficzny kontekst, to próba wprowadzenia takiego podatku byłaby świetną wiadomością dla rynków pracy w krajach na zachód od Polski. Od razu pojawiłoby się wielu chętnych pracowników z Polski, którzy szukaliby pracy bez konieczności płacenia podatku wojennego.
O to nietrudno, tyle tylko, że jak każda psychoza, trwałoby to krótko, zwłaszcza w dzisiejszym świecie.