Posąg wystawiony ku chwale Roberta Mugabego, panującego czwarte dziesięciolecie prezydenta Zimbabwe, wydał się jego rodakom tak pokraczny i kiczowaty, że uznali, iż jedynym celem rzeźbiarza, który go wykonał, była chęć ośmieszenia blisko stuletniego przywódcy.

Pomnik, a nawet dwa, zostały osłonięte przed tygodniem, ale musiało upłynąć kilka dni, zanim wieść o nich rozeszła się po pogrążonym w kryzysie gospodarczym Zimbabwe, a także na całym świecie. Na pomnik wykonany przez grupę rzeźbiarzy z górniczego miasteczka prowincji Masvingo nikt nie zwrócił uwagi, za to drugi, odsłonięty w stołecznym Harare przez samego prezydenta, wzbudził sensację. I wcale nie dlatego, że jego autorem jest 48-letni Dominic Benhura, samouk, jeden z najbardziej znanych rzeźbiarzy, uznawany za najlepszego dziedzica zimbabweńskiej szkoły rzeźby w kamieniu.

Na większości rodaków pomnik prezydenta wywarł jednak wrażenie zupełnie inne od zamierzonego, a zamiast uznania wzbudził kpinę i szydercze komentarze w internecie. Mieszkańcy Zimbabwe uznali, że przedstawiony na pomniku Mugabe wygląda jak karykatura, parodia, postać z amerykańskiej kreskówki o rodzinie Simpsonów. Trevor Ncube, związany z opozycją przedsiębiorca, wydawca i dziennikarz, szydził, że gdyby był dyktatorem jak Mugabe, kazałby rzeźbiarza wtrącić do więzienia. Internauci kpili, że prezydent padł ofiarą „rzeźbiarskiego terroryzmu”, i przekonywali, że tak pokraczny pomnik Mugabego może być wyłącznie polityczną prowokacją, a rzeźbiarz specjalnie chciał ośmieszyć prezydenta, więc najwyraźniej sprzyja opozycji. Inni dziwili się, że światowej sławy rzeźbiarz popełnił artystyczne samobójstwo, przyjmując rolę nadwornego grajka. Jeszcze inni twierdzili, że to władze zmusiły Benhurę do stworzenia pomnika Mugabego, a ten wykonał kiczowaty posąg, aby się zemścić.

Przestraszony nie na żarty Benhura, nie wiedząc, w którą wersję internetowych komentarzy uwierzy tajna policja Mugabego, sam udzielił wywiadu rządowemu „Heraldowi”. „Jestem artystą i rzeźbię w takim właśnie stylu. To mój znak firmowy, po którym rozpoznają mnie i moje dzieła kolekcjonerzy sztuki na całym świecie” – powiedział zimbabweński Nikifor. „Nigdy nie było moim zamiarem wierne przedstawienie postaci prezydenta” - dodał.

Odsłaniając pomnik, 92-letni prezydent był jednak wzruszony i zadowolony. Mówił, że jego czterometrowy wizerunek bardzo mu się podoba, a Benhura jest rzeczywiście wyjątkowo utalentowanym artystą. W dowód wdzięczności kazał swojemu fotografowi, żeby zrobił mu zdjęcie wraz z żoną Grace i rzeźbiarzem na tle pomnika. Prezydent dodał, że jest szczególnie wzruszony, iż posąg ku jego czci ufundowała „pewna organizacja dobroczynna”. Mało kto w Zimbabwe w to uwierzył. Prezydent, a przynajmniej jego otoczenie, znani są z rozrzutności, która widoczna jest szczególnie w czasie, gdy kraj pogrąża się coraz głębiej w kryzysie, władzom od miesięcy brakuje pieniędzy na wypłaty dla urzędników, nauczycieli, policji, a nawet wojska. Dwa lata temu rząd Mugabego wydał 16 mln dolarów na uroczystości związane z jego 90. urodzinami, a potem z weselem córki.

Benhura przyznał, że pomnik Mugabego zamówili u niego prezydenccy urzędnicy, a praca nad posągiem zajęła mu pół roku. Dzieło przedstawia prawie czterometrową i ważącą 3 tony postać Mugabego, w charakterystycznych grubych okularach na nosie i ze wzniesioną pięścią na znak walki i zwycięstwa. „Chciałem, żeby pomnik był duży – przyznał Benhura w rządowej gazecie. – W końcu Mugabe to nasz Numer Jeden, więc chciałem, żeby jego pomnik robił wrażenie”.

Wojciech Jagielski (PAP)