Unia Europejska nie przetrwa bez euro, a euro - bez zacieśnienia integracji politycznej. Bogate kraje UE zapomniały, jak wiele zyskały na wspólnej Europie - mówi w rozmowie z PAP francuski filozof, pisarz i publicysta Bernard-Henri Levy.

Levy był gościem Europejskiego Forum Nowych Idei 2012, które odbyło się 26-28 września w Sopocie.

PAP (Michał Kot) : - We wrześniu napisał Pan we francuskim tygodniku "Le Point", że wspólna waluta euro nie przetrwa bez dalszej politycznej integracji. Czy bez takiej integracji nie przetrwa też sama Unia?

BHL: - Tak. Uważam, że upadek euro oznacza upadek wspólnej Europy.

PAP: - Dlaczego?

BHL: - Dlatego, że górę wezmą różnej maści nacjonalizmy, zatryumfuje populizm, rozkwitnie ksenofobia. A to wszystko są wrogowie wspólnej Europy.

PAP: - Nie jest Pan sfrustrowany nieudolnością europejskiej klasy politycznej? Pana zdaniem jest w tej chwili w Europie dość siły i odwagi, by z nacjonalizmem i demagogią walczyć?

BHL: - Nie ma. Brak nam liderów, którzy mieliby odwagę iść wbrew doraźnym interesom swych społeczeństw. Brakuje prawdziwych mężów stanu zdolnych do powiedzenia ludziom: to, co wam proponuję, może się wydawać wbrew waszym krótkoterminowym interesom i być może przyniesie trochę cierpień, ale w średnim terminie, dla waszych dzieci wnuków, to jedyne rozwiązanie. Trzeba nam polityków, którzy mówiliby takim językiem.

PAP: - Czy Pan osobiście miałby odwagę pojechać do Aten czy Madrytu powiedzieć Grekom albo Hiszpanom, którzy protestują przeciwko dotkliwym antykryzysowym cięciom i oszczędnościom: trzeba Waszych kolejnych poświęceń?

BHL: - Po pierwsze nie jestem wcale przekonany, że plan ratunkowy dla Grecji był najlepszy z możliwych. Uważam, że ciężar poświęceń i odpowiedzialności nie jest tam prawidłowo rozłożony. Prawdą jest, że wszyscy muszą się zdobyć na poświęcenia. I tak, jestem gotów to powtórzyć Grekom; jadę zresztą wkrótce do Aten, gdzie będę miał publiczne wystąpienie. Powiem tam to samo.

PAP: - Czy rządzący od kilku miesięcy we Francji socjalistyczny prezydent Francois Hollande jest takim europejskim liderem, którego w Europie brakuje? Czy jest w stanie przeprowadzić niezbędne reformy?

BHL: - Tego jeszcze nie wiem. Natomiast pozytywnie zaskoczyła mnie kanclerz Niemiec Angela Merkel. Podjęła ryzyko z punktu widzenia polityki krajowej, odważnie stawiając czoło niemieckim uprzedzeniom, które sprowadzają się do twierdzenia: nie będziemy płacili na Greków.

PAP: - Taka niechęć do wyjmowania pieniędzy z kieszeni jest w wielu bogatych krajach UE.

BHL: - My, kraje Europy, płacimy razem na organizację, która przyniosła nam niebywałe korzyści. Tymczasem nie chcemy pamiętać, że UE wzbogaciła nas wszystkich, także najbogatsze kraje. Dzisiaj ona nas kosztuje trochę więcej, ale nie dzieje się przez to żaden dramat. Należy obalić zakorzeniony, ale z gruntu fałszywy mit, że Europa to system transferu pieniędzy od bogatych dla biednych.

PAP: - Dlaczego takiej świadomości, że korzyści z Unii są udziałem wszystkich, brakuje?

BHL: - Ponieważ w tym okresie historii, w którym się znajdujemy, część społeczeństw ma tendencję do dawania wiary najprostszym argumentom i demagogicznym uprzedzeniom. A nie ma dość przywódców gotowych iść wbrew tym tendencjom.

PAP: - Czym ci przywódcy mieliby się inspirować? Co ma być siłą napędową współczesnej Europy?

BHL: - Europę napędzają trzy silniki: gospodarczy, polityczny i kulturowy. Kultura ma się dobrze i od wieków działa świetnie, obywając się bez UE i państwa. Nie potrzebuję Unii, by uważać Tadeusza Konwickiego za jednego z moich ulubionych pisarzy europejskich.

Natomiast unia gospodarcza nie może się obyć bez unii politycznej. A brak unii gospodarczej to powszechna bieda. Równanie jest proste.

PAP: - Widzi Pan dla Europy jakieś inspiracje z zewnątrz?

BHL: - Nie. Potrzebujemy organizacji politycznej, która nie ma precedensu. Przykład USA jest chybiony, bo nigdzie nie ma nic podobnego do projektu, który zaczęliśmy budować po II wojnie światowej i który dzisiaj szwankuje. Trzeba go odbudować od nowa, ale nie mamy modelu, na którym moglibyśmy się oprzeć.

Nasze zadanie jest trudniejsze, bowiem musimy podążać drogą, którą nikt przed nami nie szedł i której cel jest nieokreślony. Europa polityczna to rodzaj UFO - niezidentyfikowany obiekt nie tyle latający, co polityczny.

PAP: - Jako entuzjasta europejskiego projektu zachowuje Pan optymizm co do przezwyciężenia kryzysu i pomyślności UE?

BHL: - To zależy, kiedy. Tak - gdy widzę odwagę kanclerz Merkel. Nie - gdy słyszę demagogię greckiej klasy politycznej.