Czarny wilczur zaprowadził łódzkich strażników miejskich do rannego psa, który leżał w rowie potrącony przez samochód. Prawdopodobnie zdrowe psisko opiekowało się rannym przez kilka dni.

Kilka dni temu strażnicy wracali do Łodzi ze szkolenia w woj. zachodniopomorskim. Około godziny 19 zatrzymali samochód na leśnym parkingu i wtedy zauważyli siedzącego przy drodze w lesie psa, wypatrującego się w ludzi.

"Byłem zaskoczony. Pies zbliżył się do nas, a kiedy podszedł zaczął się łasić. Dałem chleb, chciałem go pogłaskać, ale on co chwila przekręcał łeb w stronę pobliskiego rowu, tak jakby chciał nam coś przekazać" - wspomina Andrzej Gorący z łódzkiej straży miejskiej.

Kiedy strażnicy tam podeszli zobaczyli w rowie wychudzonego psa, który nie mógł się z niego wydostać. Ranne zwierzę dostało konserwę mięsną i chleb. Strażnikom udało się do rannego psa ściągnąć weterynarza. Kiedy ten zbadał zwierzę, okazało się kręgosłup jest cały. Pies miał przetrąconą łapę, był silnie potłuczony. Weterynarz podał psu leki i opatrzył łapę.

"Po tym zastanawialiśmy się co zrobić z psami. Nie chcieliśmy ich rozdzielać. I wtedy pojawił się pan Piotr, mieszkaniec pobliskiego Anastazewa, który zainteresował się zamieszaniem przy drodze" - opowiadał Gorący. Pan Piotr zobowiązał się, że wraz ze swoją partnerką Żanetą zaopiekować psami, które zostaną u nich na stałe.