Policja od miesiąca nie jest w stanie znaleźć auta, którym przyjechała 10 kwietnia z Łodzi do Warszawy. Nie wiadomo nawet, czy zostało skradzione, czy – co jest bardziej prawdopodobne – stoi na którymś z parkingów lub w jakiejś bocznej uliczce.
Dla profesora Indeckiego nie ten samochód jest najważniejszy. Zostały w nim jednak rzeczy osobiste jego żony, w tym jej toga adwokacka. – Myślałem, że chociaż ta drogocenna pamiątka zostanie dla naszej córki, która chce kontynuować to, co robiła mama – mówi „DGP” profesor Krzysztof Indecki, wybitny karnista, kierownik Katedry Prawa Karnego na Uniwersytecie Łódzkim. Z dumą opowiada o trzynastoletniej Kasi, która interesuje się polityką i prawem.
Joanna Agacka-Indecka trasę Łódź – Warszawa – Łódź pokonywała wielokrotnie. W Łodzi była czynnym adwokatem, w stolicy kierowała Naczelną Radą Adwokacką.
Tego dnia, w sobotę 10 kwietnia, nastawiła budzik na 3 rano. Musiała zdążyć na lotnisko wojskowe przy ul. Żwirki i Wigury w Warszawie, skąd wraz z parą prezydencką i delegacją innych osobistości miała polecieć na uroczystości w Katyniu. – Około 6.50 dostałem od niej SMS-a: „Dojechałam szczęśliwie”. Musiała wtedy więc być już albo na płycie lotniska, albo nawet w samolocie – opowiada nam profesor Indecki. Dwie godziny później doszło do katastrofy.
– Wiedzieliśmy, że w pierwszych dniach rodzina nie ma głowy do takich spraw, więc postanowiliśmy pomóc w odszukaniu samochodów Staszka i Joanny – mówi „DGP” łódzki adwokat Dariusz Wojnar. Auto mecenasa Stanisława Mikkego, który też zginął w katastrofie, stało na lotnisku wojskowym. Niestety citroena C5 Indeckich nie było.



– Aplikanci i pracownicy NRA przeglądali parkingi wokół Okęcia i uliczki w pobliżu naszego budynku – mogła przecież tu zostawić auto i wziąć taksówkę – opowiada sekretarz NRA, mecenas Krzysztof Boszko. Sprawdzili także okolice mieszkania mecenasa Mikkego – mogli się przecież umówić i razem jego samochodem pojechać na lotnisko. Pytali pracowników parkingów. Wszystko na nic.
Adwokaci zastanawiali się też nad innymi rozwiązaniami – przejechaniem trasy z Łodzi do Warszawy, zwróceniem się o pomoc do korporacji taksówkowych. W sobotę profesor Indecki chce sam w Warszawie szukać auta. A co robi policja i straż miejska?
– Na naszych parkingach i w pobliżu go nie ma – zapewnia podinspektor Krzysztof Padewski, komendant komisariatu na Okęciu. – Inne auta w tej specyficznej sytuacji oddawaliśmy rodzinom. Na ten z rejestracją łódzką nie trafiliśmy.
Czy jednak odpowiednie służby zrobiły w tej sprawie wszystko, co do nich należy?
– Nie mieliśmy informacji na temat tego samochodu – usłyszeliśmy w biurze prasowym warszawskiej straży miejskiej.
– Szukamy go – zapewnia Mariusz Sokołowski, rzecznik prasowy komendanta głównego policji. Twierdzi, że informacja o aucie podawana jest co jakiś czas do patroli. Ale też przyznaje, że apel w mediach może pomóc.
Dane poszukiwanego samochodu: ciemnoszary, grafitowy citroen C5, numer rejestracyjny: EL 875 FV.