Kobiety w polityce ubierają się nienajlepiej: za dużo dodatków i wzorów - wynika z ocen projektantów mody, które przytacza "Rzeczpospolita".

Styl pierwszej damy styliści określają jako skromną elegancję. Maria Kaczyńska ujawniła w wywiadzie dla "Rz", że nie korzysta z porad stylistów, ale radzi się dyrektorki swojego gabinetu, znanej ze świetnego gustu i francuskiego sznytu Izabeli Tomaszewskiej.

Postrach, koszmar - to najczęstsze określenia dotyczące Joanny Senyszyn rozmiłowanej w skórach i łańcuchach. Jednak sama posłanka SLD jest bardzo zadowolona ze swojego wyglądu czemu daje temu wyraz w wywiadach. Na przeciwnym biegunie znalazła się jej partyjna koleżanka Jolanta Szymanek-Deresz, którą rozmówcy gazety umieszczają na najwyższym podium wśród najlepiej ubranych posłanek.

Natomiast Nelli Rokicie przyznali, że na szczęście przestała nosić skarpetki do szpilek, ale zauważyli, że wciąż nie może się rozstać z ażurowymi rękawiczkami ani z kapeluszami. Posłanka PiS zdaje sobie jednak sprawę, że mogłaby się ubierać lepiej i głosi to publicznie.

"Starsze pokolenie polityków nie docenia, że ubranie jest narzędziem ich pracy" - przytacza gazeta opinię stylisty Tomasza Ossolińskiego. Specjalista ds. wizerunku Piotr Tymochowicz uważa, że im większy jest radykalizm danej osoby, tym bardziej mundurkowy strój. "Politycy PiS ubierają się bardziej konserwatywnie, przedstawiciele PO w sposób liberalnoeuropejski" - ocenił. "Jeśli ktoś myśli prowincjonalnie, to i ubiera się prowincjonalnie" - dodaje projektantka mody Barbara Hoff. Natomiast Michał Leopolt- Kuropatwiński, specjalista od wizerunku zewnętrznego jest zdania, że w tym, jak się ubieramy, jest dużo psychologii i architektury.

Tymczasem osoby spoza branży oceniają sposób ubierania się kobiet w polityce krótko: to styl "na ciotkę".