Do lokali wyborczych pójdzie kilkanaście tysięcy chorych, którzy mogą nawet nie wiedzieć, że roznoszą chorobę ‒ wynika z szacunków matematyków opracowujących modele epidemiologiczne.

Na wybory prezydenckie może pójść kilkanaście tysięcy osób zakażonych COVID-19 – wynika z analiz ekspertów od modelowania przebiegu epidemii. Ich prognozy i szacunki resortu zdrowia wskazują, że do tej pory kontakt z korona wirusem miało 1,5 proc. Polaków. Jedna dziesiąta tej liczby – czyli ok. 50 tys. osób – to aktywne przypadki. Przeważająca większość jest bezobjawowa. Na wybory pójdzie kilkanaście tysięcy zakażonych. Reprodukcja choroby będzie zależała od przestrzegania rygorów sanitarnych w komisjach wyborczych.

Co innego wyborcy już odizolowani od społeczeństwa. Osoby objęte kwarantanną w dużej mierze na własne życzenie wykluczyły się z wyborów. Na początku tego tygodnia osób w kwarantannie Polsce było prawie 94 tys. Wniosek o głosowanie korespondencyjne zgłosiło zaledwie ok. 2,3 tys. z nich.

W najbliższą niedzielę od 15 do nawet 18 mln Polaków pójdzie głosować. ‒ Nie wykonaliśmy prognoz wpływu wyborów na przebieg epidemii. Ale możemy szacować, że obecnie jest ok. 50 tys. osób zakażonych. Część z nich nie wie o tym, że zakaża ‒ mówi Jakub Zieliński z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego (ICM UW). Jak dodaje ‒ przewidywana frekwencja wynosi ok. 50 proc. ‒ Wobec tego można zgadywać, że kilkanaście tysięcy osób zakażonych pójdzie głosować ‒ dodaje. Skąd liczba 50 tys.? Wynika z prognoz i informacji podanej przez ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, iż do tej pory kontakt z wirusem miało 1,5 proc. populacji i 10 proc. z tej liczby to aktywne przypadki. Z czego ok. 80 proc. może być bezobjawowych.
Ile dokładnie osób może zostać zakażonych ‒ trudno określić. Wpływ na to będzie miał reżim sanitarny w lokalach wyborczych. Członkowie komisji mają być zabezpieczeni za pomocą maseczek, przyłbic, rękawiczek jednorazowych i mieć do dyspozycji płyn do dezynfekcji. Co godzinę powinny być dezynfekowane blaty, klamki, włączniki czy długopisy w lokalach wyborczy. Jest także ogólna norma, że w lokalu wyborczym może przebywać jedna osoba na 4 mkw. powierzchni. To norma, która dotyczy i członków komisji, i wyborców. Dla tych ostatnich ma być dostępny płyn do dezynfekcji, ale sami muszą przestrzegać rygorów takich jak maseczki. Więc ostateczna liczba powyborczych zakażeń będzie zależała od trzymania rygorów przez członków komisji i samych głosujących. Jak przypominają samorządowcy, rygory te złagodzono w stosunku do pierwotnej wersji rozporządzenia ministra zdrowia. Wcześniej limit powierzchni na jedną osobę w lokalu miał wynosić 15 mkw. (co jednak wymuszałoby organizację komisji w dużych pomieszczeniach, np. salach gimnastycznych), a przy stanowiskach członków komisji wyborczych miały być montowane przesłony z pleksi.
Choć nie ma dokładnych danych, to prognoza ujawnia paradoksy. ‒ Sytuacja z wyborami jest dosyć absurdalna. Gdy był rozważany pierwszy termin wyborów, sytuacja była lepsza niż obecnie. Dziś jest więcej zakażonych i panuje rozprężenie, a wybory, które wtedy miały być korespondencyjne, teraz będą w wersji praktycznie otwartej ‒ mówi Jakub Zieliński.
10 maja, kiedy pierwotnie miały odbyć się wybory, liczba stwierdzonych przypadków COVID-19 wyniosła 345, choć naukowcy szacują, że faktyczna liczba nowych przypadków zakażenia wyniosła wówczas 4 tys. Wczoraj resort zdrowia podał, że potwierdzono 273 przypadki wirusa. Na 28 czerwca prognoza wskazuje na ponad 5 tys. przypadków. Liczby z prognozy są o wiele wyższe, niż pokazują dane wykrywalności z testów, ponieważ ujawniają także szacunek przypadków bezobjawowych. Takich jest co najmniej 80 proc. Większość osób z COVID-19 nawet nie wie, że choruje.
Zdaniem ekspertów niepokojące jest także to, że w ostatnim czasie zwiększyła się średnia liczba zgonów i że jest wyższa niż w połowie maja. 10 maja resort zdrowia podał informację o 14 zgonach z powodu COVID-19, wczoraj było ich 21.
Nie zmienił się wskaźnik R, który mówi o tym, ile osób zaraża jeden chory. 10 maja wynosił on 1,06, obecnie jest niemal taki sam ‒ 1,05. Resort zdrowia wskazuje, że oprócz wskaźnika R (który nie powinien przekraczać 1), istotna jest liczba miejsc w szpitalach oraz liczba respiratorów. Ta została wykorzystana w niewielkim stopniu.
‒ Nie obserwujemy wzrostu zachorowań po wygaszeniu ognisk na Śląsku, a wręcz przeciwnie ‒ widzimy delikatny spadek, który powinien się utrzymywać. Jednak cały czas ważne są prośba i apel o odpowiedzialność nas wszystkich i to nie tylko w dniu wyborów, lecz także w kolejnych tygodniach i miesiącach. Chodzi o zachowanie wymogów sanitarnych, trzymanie dystansu, zasłanianie ust i nosa. Jeżeli będziemy odpowiedzialni, nie powinniśmy obserwować wzrostu zachorowań ‒ mówi rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz.
O bezpieczeństwo sanitarne w lokalach wyborczych obawiają się samorządowcy. Z jednej strony udało im się porozumieć z rządem w zakresie zakupu i dostawy środków ochrony osobistej dla członków komisji i obsługi. Zakup tych środków sfinansował rząd. ‒ Do wtorku 85 proc. gmin, które zgłosiły zapotrzebowanie na środki ochrony osobistej na wybory, odebrało je z urzędów wojewódzkich ‒ mówi DGP Paweł Szefernaker, wiceszef MSWiA. Do wczoraj środki miały trafić już do wszystkich gmin.
Z drugiej jednak strony samorządowcy narzekają na brak czytelnych procedur postępowania. W połowie miesiąca prezydent Sopotu Jacek Karnowski skierował w imieniu samorządowców pismo do ministra Szumowskiego, w którym pytał m.in. o to, w jaki sposób postępować z członkami obwodowych komisji wyborczych czy wyborcami, „u których zostaną zaobserwowane objawy rodzące podejrzenie zachorowania na COVID-19”.
Jak wczoraj informowali nas samorządowcy, do tej pory nie otrzymali odpowiedzi na to wezwanie.