Ugrupowanie al-Nasr, co dosłownie znaczy „zwycięstwo”, zostało założone przez premiera Abadiego w 2017 r., gdy odszedł on z Państwa Prawa, kierowanego przez jego poprzednika na stanowisku premiera Nuriego al-Malikiego. Nazwa nawiązuje do zwycięstwa nad Państwem Islamskim, które zostało ogłoszone przez Abadiego 9 grudnia 2017 r.
Abadi, który zabiega o drugą kadencję na stanowisku premiera, zapowiedział m.in. poprawę bezpieczeństwa i rozwój ekonomiczny oraz odejście od opierania się wyłącznie na dochodach z ropy.
W polityce zagranicznej premier chce utrzymać równowagę w relacjach Iraku z USA czy Arabią Saudyjską z jednej strony i Iranem z drugiej. Natomiast w polityce wewnętrznej chce odejść od podziałów szyicko-sunnickich oraz etnicznych przy jednoczesnym zachowaniu praw wszystkich grup, w tym przede wszystkim Kurdów.
Zwycięstwo nad Państwem Islamskim spowodowało znaczny wzrost popularności Abadiego. Ponadto jego niesektariańska polityka spowodowała, że choć jest on szyitą, popiera go również wielu irackich sunnitów. Dlatego al-Nasr jest pierwszą listą w historii irackich wyborów, po obaleniu Saddama Husajna, która została zarejestrowana we wszystkich 18 prowincjach. Ma ona również szansę wygrać we wszystkich, poza Kurdystanem, okręgach.
Trzy irackie prowincje składające się na Region Kurdystanu w Iraku wybierać będą 44. deputowanych w 329. osobowym parlamencie. Kurdyjskie ugrupowania wystawiły jednak również listy w czterech innych prowincjach, w których mieszkają Kurdowie, w tym w Bagdadzie.
Faworytem wśród kurdyjskich partii jest Kurdyjska Partia Demokratyczna (KDP), która jednak zapewne nie utrzyma obecnego stanu posiadania w irackim parlamencie, tj. 25 miejsc. Ponadto trzy opozycyjne partie kurdyjskie, w tym Gorran, zapowiedziały stworzenie jednego klubu po wyborach. Jeśli łącznie zdobędą one więcej mandatów niż KDP, może to oznaczać spór o obsadę stanowiska prezydenta Iraku.
Prezydent zostanie wybrany przez nowy parlament, a do tej pory stanowisko to przypadało politykom Patriotycznej Unii Kurdystanu (PUK), przy czym nieformalna umowa gwarantuje je Kurdom.
PUK może jednak ponieść porażkę w wyborach, a obsada fotela głowy irackiego państwa może stać się przedmiotem wewnątrzkurdyjskiego sporu. Będzie to niekorzystne dla Kurdów, zwłaszcza że prawdopodobnie i tak zdobędą mniej mandatów niż w 2014 r. Wtedy uzyskali łącznie 62 miejsca w parlamencie.
Głównym konkurentem al-Nasr w skali całego Iraku jest natomiast lista al-Fatah, na której czele stoi lider Organizacji Badr Hadi al-Ameri. Zbudowana jest ona na bazie proirańskich milicji Oddziałów Powszechnej Mobilizacji (PMU), zwłaszcza Organizacji Badr i Asaib Ahl al-Hak. Wsławiły się one walką z Państwem Islamskim, ale al-Fatah oskarżana jest o szyicki sektarianizm i zbyt bliskie związki z Iranem. Zwycięstwo tego ugrupowania może negatywnie wpłynąć na relacje między Irakiem a USA i sunnickimi monarchiami Półwyspu Arabskiego.
Czarnym koniem sobotnich wyborów parlamentarnych może okazać się natomiast lista Sairun, której patronuje charyzmatyczny szyicki duchowny Muktada as-Sadr. Jest to koalicja związanej z Sadrem partii al-Istikama oraz Irackiej Partii Komunistycznej, prowadząca kampanię pod hasłami walki z korupcją.
Sadr chce też osiągnąć porozumienie z Kurdami i sunnitami, natomiast sprzeciwia się wszelkim obcym wpływom w Iraku, zarówno amerykańskim, jak i irańskim. Ten szyicki duchowny w 2017 r. odwiedził Arabię Saudyjską i Zjednoczone Emiraty Arabskie, co pogłębiło przepaść między nim a proirańskimi siłami w Iraku.
Były premier Nuri al-Maliki, stojący na czele koalicji Państwo Prawa, która wygrała poprzednie wybory, może być największym przegranym. W szczególności mogą mu zaszkodzić słowa największego autorytetu religijnego szyitów w Iraku ajatollaha Alego Sistaniego. Tydzień przed wyborami, w czasie piątkowych modłów w Karbali, wezwał on Irakijczyków do odrzucenia kandydatów, którzy zawiedli lub byli skorumpowani. Tymczasem Maliki wielokrotnie był oskarżany o korupcję, a jego rządy skończyły się zajęciem Mosulu przez Państwo Islamskie.
Wśród sunnitów, stanowiących ok. 20 proc. irackiej populacji, najwięcej głosów zdobędzie zapewne koalicja al-Watanija byłego premiera Ijada al-Alawiego. Głównym jej konkurentem jest lista Osamy al-Nudżajfiego, brata byłego gubernatora Niniwy, obarczanego odpowiedzialnością za upadek Mosulu i oskarżanego o zdradę na rzecz Turcji. Watanija jest przy tym potencjalnym sojusznikiem Abadiego w nowym parlamencie, podczas gdy Nudżajfi jest politycznym przeciwnikiem wszystkich polityków szyickich.
Parlament iracki będzie prawdopodobnie mocno rozdrobniony i poza al-Nasr tylko dwie partie mają szansę zdobyć więcej niż 10 proc. mandatów: Sairun i al-Fatah. Poza wymienionymi wcześniej ugrupowaniami istotną rolę mogą odegrać jeszcze dwa ugrupowania szyickie, tj. radykalna Erada oraz al-Hikma, związana z wpływowym rodem al-Hakimów. Listami, które cieszą się przychylnością Iranu, są al-Fatah, Państwo Prawa oraz Erada.
W Bagdadzie, który wybiera aż 69 deputowanych spośród 329, toczy się również walka personalna między liderami list: Abadim, Amerim, Malikim i Alawim. O miejsca w parlamencie z irackiej stolicy walczy prawie 2000 kandydatów.
W parlamencie 25 proc. miejsc zarezerwowanych jest dla kobiet, przy czym na 6982 kandydatów jest 2014 kobiet. Dziewięć miejsc zarezerwowanych jest natomiast dla mniejszości: pięć dla chrześcijan i po jednym dla sabejczyków, jazydów, Szabaków i Kurdów-Fejli.
Uprawnionych do głosowania jest około 22 mln Irakijczyków, przy czym dla prawie 10 proc. zorganizowano wcześniejsze głosowanie już w czwartek. Chodzi o ok. 900 tysięcy Irakijczyków mieszkających poza granicami Iraku oraz milion członków sił zbrojnych i służb bezpieczeństwa. W tym drugim wypadku frekwencja wyniosła 78 proc., a przyczyną wcześniejszego głosowania była konieczność zapewnienia bezpieczeństwa w dniu wyborów.
Państwo Islamskie zapowiedziało serię zamachów w czasie wyborów, ale nie udało mu się dotychczas ich zakłócić.
Głosowanie odbywać się będzie od godz. 7 do 18 czasu irackiego, czyli od 6 do 17 czasu polskiego. Specjalny system elektroniczny, kupiony przez Irak za 100 mln dolarów, ma zapewnić uczciwość liczenia głosów. Dzięki niemu wyniki mają być znane w ciągu kilku godzin od zamknięcia lokali wyborczych.