Chcąc skrócić czas oczekiwania na pomoc, niektórzy wzywający wyolbrzymiają dane o zdarzeniu - zwracają uwagę białostoccy strażacy. To błąd - podkreślają - zła informacja absorbuje zbyt duże siły i środki, a jest ryzyko, że mogą być naprawdę potrzebne w innym miejscu.

Na tę sprawę zwraca uwagę komendant miejski PSP w Białymstoku Robert Wierzbowski. "Zauważyliśmy od pewnego czasu, że mieszkańcy chcą sobie skrócić czas interwencji służb, więc z drobnych kolizji zgłaszają czasami poważne zdarzenia" - mówił na przedświątecznej sesji rady miasta, relacjonując działania strażaków związane z pierwszym atakiem zimy w mieście.

Podkreślił, że wysłanie specjalistycznego sprzętu i ludzi do takiego zdarzenia drogowego sprawia, że tam, gdzie jest on rzeczywiście potrzebny, może nie dojechać na czas.

Oficer prasowy komendy miejskiej PSP w Białymstoku Paweł Ostrowski podał przykład zgłoszenia wypadku drogowego na terenie powiatu białostockiego. Z informacji wynikało, że zderzyły się trzy samochody, doszło do wycieków płynów i ranne jest dziecko.

"Przyjeżdżamy na miejsce, a tam okazuje się, że nikt nie jest poszkodowany, że jest to po prostu zwykła drogowa stłuczka" - powiedział PAP. Ostrowski zwrócił uwagę, że angażowane są wtedy niepotrzebnie "zbyt duże siły i środki". "Ktoś, chcąc uzyskać pomoc służb ratowniczych, może nazbyt dobrze chciał ją uzyskać i wzywa służby ratownicze" - dodał rzecznik białostockich strażaków.

"Każdy, kto zawiadamia służbę ratowniczą, powinien pomyśleć w ten sposób: jeśli my będziemy wzywani niepotrzebnie, to może komuś bliskiemu nie pomożemy w tym czasie. Pomyślmy też o tym, że przecież my wszyscy płacimy za te interwencje. Działanie służb opiera się o budżet państwa i każdy z nas za tę niezasadną interwencję płaci" - podkreślił Paweł Ostrowski.

Strażacy zwracają też uwagę na drugi aspekt sprawy: zawiadomienia od osób, które nie mają pełnej wiedzy o zdarzeniu.

Chodzi np. o kierowców przejeżdżających obok miejsca wypadku. "Ktoś przejeżdża obok i nie zatrzymuje się, co jest karygodne. Podaje potem informacje do straży pożarnej, które są niepewne, my wysyłamy tam ludzi i sprzęt" - zaznaczył Ostrowski.

Zwrócił uwagę, że Kodeks karny penalizuje brak udzielenia pomocy, jeśli można to zrobić bez narażenia siebie lub innej osoby na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu (mówi o tym art. 162 kk); grozi za to do 3 lat więzienia.

"Tak naprawdę takie niezatrzymanie się podczas zdarzenia jest nieudzieleniem pomocy" - dodał Ostrowski. Dlatego strażacy radzą, by w razie zauważenia takiego zdarzenia na drodze zatrzymać się w bezpiecznym miejscu, podejść i sprawdzić, czy ktoś nie potrzebuje pomocy.

"Czasami wystarczy zwykły telefon przy tej osobie, do kogoś bliskiego, a może do służby ratowniczej. I wtedy mamy pełny przekrój informacji, wiemy jak pomóc, czy będzie potrzebne pogotowie, czy może straż pożarna również" - powiedział. (PAP)

autor: Robert Fiłończuk