Gronkiewicz-Waltz odniosła się w środę do doniesień medialnych, według których, miasto wydaje za każdą godzinę reprezentowania szefowej stołecznego ratusza przed komisją weryfikacyjną, 1020 złotych.
Prezydent Warszawy powiedziała dziennikarzom, że ratusz zawiera umowy z kancelariami zewnętrznymi, kiedy potrzebna jest specjalistyczna obsługa.
"Komisja weryfikacyjna jest tego typu organem, który wymaga specyficznej obsługi wysoko wyspecjalizowanych specjalistów. Ponieważ dotąd zajmowało się (tym) Biuro Gospodarki Nieruchomościami, które jest w jakimś sensie w stanie reorganizacji (...) dlatego, żeby nie być niefrasobliwym, trzeba było wynająć takich specjalistów" - powiedziała prezydent Warszawy.
Jej zdaniem, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro powinien się zainteresować pół milionem złotych, który wydaje na swój PR.
Na pytanie, czy nie lepiej stawić się przed komisją weryfikacyjną, prezydent odpowiedziała: "Nie, ponieważ to jest teatr". "W czasie ostatnich przesłuchań mogliśmy się przekonać, że to jest komisja (powołana) dla mnie, a nie dla wyjaśnienia spraw" - podkreśliła Gronkiewicz-Waltz. Jak oceniła, "komisja chce kogoś ukarać, głównie mnie".
Gronkiewicz-Waltz przekonywała, że za jej niestawiennictwo przed komisją weryfikacyjną "nikt nie powinien płacić, ani prezydent miasta, ani tym bardziej osoba fizyczna". Jej zdaniem, wystarczy, że przed komisję weryfikacyjną wysłała swoich pełnomocników.
Prezydent Warszawy mówiła wcześniej, że komisja weryfikacyjna nałożyła grzywnę na prezydenta miasta stołecznego Warszawy, a nie na osobę Hannę Gronkiewicz-Waltz. Jej zdaniem, nie ma więc podstawy prawnej do tego, by to ona zapłaciła grzywnę. Komisja weryfikacyjna w sumie cztery razy ukarała prezydent Warszawy grzywnami za niestawiennictwo na jej rozprawach. W sumie chodzi o 12 tys. zł. (PAP)