Ach te Włochy! – powiedziała moja koleżanka podczas niedawnej wyprawy z przyjaciółmi do Wenecji. – Tu nie tylko architektura czy kuchnia są świetne, tu piękne są nawet drzwi domów, nawet domofony, nawet nazwiska, o proszę, choćby tu mieszka jakaś Francesca Andreotti – dodała, wskazując na domofon przy wejściu do jednej z kamienic. I rzeczywiście, wyryte w kamieniu przyciski robiły wrażenie, ale w moim przypadku dusza prawnika przyćmiła duszę estety. Pomyślałem: Andreotti? Nazwiska wypisane przy przyciskach domofonów, w powszechnie dostępnych miejscach? Przecież jesteśmy w Unii Europejskiej. Co z RODO? Czy włoski UODO nie widzi takich jawnych naruszeń? Chwilę później pojawiła się jednak inna refleksja: a może to jednak Włosi mają rację i stosują unijne rozporządzenie o ochronie danych osobowych z głową, racjonalnie, czyli tak, aby nie uprzykrzać sobie życia, a to my, Polacy, w tym uprzykrzaniu sobie życia zakazami mamy czarny pas.
Ta refleksja jak ulał pasuje do ustawy, która wejdzie w życie 24 grudnia. Miała wprowadzić jawność wynagrodzeń, a ostatecznie niewiele w tej kwestii zmieni, za to jednoznacznie przesądzi, że ogłoszenia o pracę mają nie dyskryminować, czyli – w skrócie – nie powinny zawierać określeń sugerujących preferowaną płeć kandydata. Ważne, byśmy z tego typu przepisów nie robili kolejnego RODO, nie demonizowali go i nie wymyślali zbędnych procedur. Zamiast zastanawiać się przez kilka godzin nad brzmieniem krótkiego anonsu o pracę i używaniem zaimków lub końcówek, warto kierować się zdrowym rozsądkiem, elementarną znajomością kodeksu pracy i współczesnego języka. Wziąć czasem przykład z Włochów. ©℗