- Zabójstwo 11-letniej Danusi w Jeleniej Górze. Co wydarzyło się 15 grudnia
- Po tragedii w Jeleniej Górze internet przekroczył granicę
- „Skoro było na Facebooku, to wolno”? Prawo mówi coś innego
- Czy wolno podać imię 12-latki? Prawo chroni też przed identyfikacją pośrednią
- Hejt zamiast wyroku. O domniemaniu niewinności zapomniano w sieci
Zanim przejdziemy do fali hejtu i odpowiedzialności karnej, trzeba uporządkować fakty. Bez domysłów, bez internetowych „śledztw”. Co wydarzyło się w Jeleniej Górze 15 grudnia?
Zabójstwo 11-letniej Danusi w Jeleniej Górze. Co wydarzyło się 15 grudnia
Ciało 11-letniej Danusi odnaleziono 15 grudnia w rejonie jednej z ulic Jeleniej Góry, niedaleko szkoły podstawowej, do której uczęszczała. Służby od początku informowały, że wszystko wskazuje na zabójstwo, a dziewczynka miała rany zadane ostrym narzędziem.
Jeszcze tego samego dnia policja, działając pod nadzorem prokuratury, poinformowała o ustaleniu osoby nieletniej, która może mieć związek ze zdarzeniem. Zatrzymana dziewczynka ma 12 lat i jest uczennicą tej samej szkoły. Na tym etapie organy ścigania odmówiły podawania jakichkolwiek danych, powołując się na dobro śledztwa i ochronę osób nieletnich.
Miasto ogłosiło żałobę w dniu pogrzebu Danusi. Szkoły objęto wsparciem psychologicznym, a lokalna społeczność została postawiona w centrum jednej z najtrudniejszych tragedii ostatnich lat.
Po tragedii w Jeleniej Górze internet przekroczył granicę
To, co wydarzyło się później, nie miało już nic wspólnego z oficjalnymi komunikatami. W mediach społecznościowych – najpierw lokalnych grupach, potem na ogólnopolskich profilach – zaczęły pojawiać się wpisy, które identyfikowały 12-latkę z imienia i nazwiska. Lawina ruszyła błyskawicznie. Użytkownicy publikowali:
- zdjęcia dziewczynki, często sprzed kilku lat,
- screeny z prywatnych kont społecznościowych,
- dane rodziców, miejsca pracy, profile na LinkedIn,
- sugestie dotyczące pochodzenia i narodowości – bez żadnych dowodów,
- komentarze wprost nazywające dziecko „morderczynią”.
W ciągu godzin z tragedii kryminalnej zrobił się publiczny sąd, a wraz z nim atmosfera linczu, która objęła nie tylko podejrzaną, ale całą jej rodzinę.
„Skoro było na Facebooku, to wolno”? Prawo mówi coś innego
Wielu komentujących powtarzało ten sam argument: skoro zdjęcia czy wpisy „były publiczne”, ich dalsze rozpowszechnianie jest legalne. Prawo mówi coś zupełnie innego. W przypadku osób nieletnich działają kilka warstw ochrony jednocześnie. Nawet jeśli jakiś materiał był dostępny w sieci, jego dalsze udostępnianie w kontekście sprawy karnej może oznaczać:
- ujawnienie tożsamości osoby chronionej,
- naruszenie dóbr osobistych dziecka i rodziny,
- złamanie zasad ochrony danych osobowych,
- publiczne przypisanie winy osobie, wobec której nie zapadło żadne orzeczenie.
To nie jest niuans prawny. To fundament.
Czy wolno podać imię 12-latki? Prawo chroni też przed identyfikacją pośrednią
W sprawach z udziałem nieletnich zakaz dotyczy nie tylko pełnych danych. Prawo chroni także przed identyfikacją pośrednią. Oznacza to, że naruszeniem może być również:
- podanie imienia w połączeniu z nazwą szkoły,
- opis „wszyscy wiedzą, o kogo chodzi”,
- publikacja zdjęcia z zasłoniętą twarzą, ale rozpoznawalnym otoczeniem,
- wskazywanie rodziców i ich miejsc pracy.
Jeśli na podstawie informacji z artykułu lub posta da się ustalić, kim jest dziecko, ochrona została złamana. Bez wyjątków.
Hejt zamiast wyroku. O domniemaniu niewinności zapomniano w sieci
W komentarzach pojawiają się słowa, które w normalnych warunkach nigdy nie przeszłyby bez reakcji. „Bestia”, „morderczyni”, „dożywocie”, „kara dla rodziców”. Problem w tym, że na tym etapie nie ma żadnego wyroku.
Domniemanie niewinności nie jest pustą formułą. Oznacza, że do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia nikt nie może być publicznie uznawany za winnego. Dotyczy to również, a może przede wszystkim, dzieci. W praktyce wiele wpisów balansuje dziś na granicy, a część ją wyraźnie przekracza.
Co grozi za publikowanie danych 12-latki i jej rodziny? Prawo mówi jasno
W polskim prawie nie istnieje jeden przepis nazwany „doxxingiem”, ale ujawnianie danych, zdjęć i screenów dziecka w kontekście sprawy karnej może naruszać kilka przepisów jednocześnie – i właśnie dlatego ryzyko odpowiedzialności jest tak duże.
- Po pierwsze, Prawo prasowe (art. 13 ust. 2) zabrania publikowania wizerunku i danych osoby, wobec której toczy się postępowanie, a także świadków i pokrzywdzonych – bez zgody lub decyzji sądu/prokuratora. W praktyce oznacza to, że nawet imię, zdjęcie czy „naprowadzanie” na tożsamość dziecka może być nielegalne.
- Po drugie, gdy w sieci pojawiają się szczegóły ze śledztwa, wchodzi w grę art. 241 § 1 Kodeksu karnego. Za bezprawne rozpowszechnianie informacji z postępowania przygotowawczego grozi grzywna, ograniczenie wolności albo do 2 lat więzienia.
- Po trzecie, nazywanie dziecka „morderczynią”, przypisywanie winy czy obciążanie rodziców może być zniesławieniem (art. 212 k.k.) lub zniewagą (art. 216 k.k.) – oba przestępstwa są zagrożone karą do roku pozbawienia wolności, zwłaszcza gdy odbywają się w mediach społecznościowych.
Kary za hejt i nawoływanie do linczu
Jeśli w komentarzach pojawiają się groźby lub wezwania do przemocy, zastosowanie ma art. 190 k.k. (groźby karalne) – do 3 lat więzienia. Gdy hejt przeradza się w uporczywe nękanie, publikowanie danych i „polowanie” na rodzinę, możliwa jest kwalifikacja z art. 190a k.k. (stalking/cyberstalking), gdzie kary sięgają od 6 miesięcy do nawet 8 lat pozbawienia wolności.
Dodatkowo, nawoływanie do linczu lub przemocy może podpadać pod art. 255 k.k., a podkręcanie nagonki narodowościowej – pod art. 256 k.k. (do 3 lat więzienia).
Odpowiedzialność cywilna - prawo do zadośćuczynienia
Niezależnie od odpowiedzialności karnej, pozostaje droga cywilna: na podstawie art. 23, 24 i 448 k.c. rodzina może domagać się przeprosin i zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych. W grę wchodzi też reżim ochrony danych – RODO, zwłaszcza przy masowym rozpowszechnianiu danych dziecka.
Ważne
Usunięcie posta nie zawsze kończy sprawę. W sieci zostają kopie, screeny i archiwa – a odpowiedzialność może przyjść później.
Plotki o pochodzeniu i narodowości. Jak dezinformacja napędza nienawiść
W sieci zaczęły krążyć sugestie dotyczące rzekomego „ukraińskiego pochodzenia” dziewczynki. Nie zostały one potwierdzone przez żadne oficjalne źródła. Wręcz przeciwnie - jak donosi Demagog na portalu X: według danych policji z Jeleniej Góry - podejrzana to obywatelka Polski.
Powielanie fałszywych informacji o pochodzeniu dziewczynki ma jednak realne skutki – przenosi gniew z konkretnej sprawy na całe grupy społeczne. To klasyczny mechanizm dezinformacji: emocja, uproszczenie, kozioł ofiarny.
„Nie dziś. Nie kosztem dzieci”. Apel minister edukacji po tragedii
Głos zabrała także minister edukacji Barbara Nowacka, apelując o powściągliwość i uszanowanie spokoju dzieci, rodziców i społeczności szkolnej. Ten apel nie dotyczy wyłącznie reporterów stojących pod szkołą. Dotyczy każdego, kto klika „udostępnij”. Bo czasem największą odpowiedzialnością nie jest szybka reakcja, ale świadome powstrzymanie się.