- Czy politycy powinni przechodzić badania psychologiczne przed objęciem władzy?
- Zasada Goldwatera: historia i kontrowersje w diagnozowaniu polityków
- Jak dokładne są diagnozy psychologiczne osób publicznych?
- Nowoczesne narzędzia i AI w ocenie zdrowia psychicznego polityków
- Dlaczego zdrowie psychiczne przywódców ma kluczowe znaczenie dla państwa
16 lipca 2023 r. w Poznaniu Mikołaj B. na oczach swojej byłej partnerki zastrzelił jej narzeczonego, a następnie postrzelił się w głowę. Napastnik zmarł w szpitalu. Jak się później okazało, miał pozwolenie na broń. Stracił je na krótko z powodu problemów psychicznych, ale odwołał się od wydanej decyzji i ostatecznie mu je przywrócono na podstawie korzystnej opinii lekarskiej. Zdarzenie wywołało gorącą debatę na temat prawa do posiadania broni.
Żyjemy w porządku prawnym, w którym pozwolenie na broń jest wydawane wyłącznie osobom, które w trakcie obowiązkowych badań lekarskich i psychologicznych wykażą się zdrowym układem nerwowym, sprawnym wzrokiem i słuchem i pełnią władz umysłowych. Psycholog orzekający o zdolności do posiadania broni ocenia, czy kandydat jest w pełni odpowiedzialny, stabilny emocjonalnie i zdolny do bezpiecznego jej używania. Badanie ma wykluczyć osoby z zaburzeniami psychicznymi, uzależnieniami czy skłonnościami do impulsywnych, agresywnych zachowań, które mogłyby stanowić zagrożenie dla siebie lub innych. Na osobie, której przyznano pozwolenie na broń, spoczywa obowiązek przedstawienia aktualnego orzeczenia lekarskiego i psychologicznego co pięć lat. Tę praktykę popiera wielu z nas, bowiem badania lekarsko-psychologiczne odgrywają kluczową rolę w zapewnianiu bezpieczeństwa publicznego i zapobieganiu wydarzeniom podobnym do opisanych na wstępie. Dzięki nim możliwe jest wykluczenie osób, które mogą stanowić zagrożenie dla siebie lub innych.
Czy politycy powinni przechodzić badania psychologiczne przed objęciem władzy?
W tym samym porządku prawnym kandydaci na zwierzchników sił zbrojnych nie są zobowiązani do jakichkolwiek badań, jakby historia nie znała przypadków uwikłania w konflikty zbrojne całych społeczeństw przez nieodpowiedzialne jednostki.
Jaki wpływ na politykę może mieć polityk o skłonnościach paranoicznych? Co może spowodować nadpobudliwość i niedostateczna kontrola impulsów ministra spraw zagranicznych? Czy jako społeczeństwo nie powinniśmy się chronić przed niepoczytalnymi politykami? Część czytelników zauważy, że mechanizmy władzy uniemożliwiają impulsywne wykorzystanie armii, jakby była bronią w kieszeni. Inni, całkiem zasadnie, zapytają, kto miałby badać kandydatów na zwierzchników sił zbrojnych. Czy mając taki przywilej i kierując się swoimi preferencjami politycznymi, takie jednostki nie wpływałyby na losy całego kraju? Wreszcie, czy ktoś, kto miałby oceniać stan psychiczny przyszłej głowy państwa, sam nie powinien wykazać się pełnią władz umysłowych i brakiem zaburzeń psychicznych? To ostatnie zastrzeżenie jest o tyle istotne, że poza wykształceniem nie ma jakichkolwiek wymogów w stosunku do psychologów opiniujących osoby starające się dziś o pozwolenie na broń. Ani studia psychologiczne, ani późniejsze kursy dokształcające nie przewidują badań psychologicznych dla opiniujących psychologów. Nie ma zatem jakiegokolwiek mechanizmu zabezpieczającego przed dopuszczeniem do opiniowania specjalistów, którzy sami są zaburzeni.
Zasada Goldwatera: historia i kontrowersje w diagnozowaniu polityków
Nie tylko te obawy (zresztą istotne) powstrzymują nas przed analizą stanu zdrowia psychicznego osób politycznie eksponowanych. Tym, co skutecznie utrudnia jakąkolwiek debatę na ten temat, jest swoiste tabu – zasada Goldwatera. Nazwa pochodzi od nazwiska kandydata na prezydenta USA, który w 1964 r. na skutek opublikowania negatywnej opinii 1189 psychiatrów określających go jako osobowość paranoiczną stracił szansę na najwyższy urząd w Stanach Zjednoczonych. W wyniku tego wydarzenia w 1973 r. amerykańscy psychiatrzy uznali za nieetyczne diagnozowanie jakichkolwiek zaburzeń psychicznych u osób publicznych, jeżeli nie zostało przeprowadzone badanie spełniające obowiązujące w psychiatrii standardy. Zasadę tę przejęli potem psychologowie, a następnie uznali ją powszechnie przedstawiciele tych zawodów na całym świecie. Czy słusznie?
Zdaniem ponad 2,6 tys. psychiatrów i psychologów amerykańskich, którzy w 2016 r. podpisali manifest ze stwierdzeniem, że kandydata republikanów Donalda Trumpa charakteryzują „zaburzenia wielkościowe, brak empatii i złośliwy narcyzm”, nie. Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne co prawda potępiło ich wystąpienie, ale już w lutym 2017 r. grupa 35 psychiatrów opublikowała w „The New York Times” list, domagając się zniesienia zasady Goldwatera jako przestarzałej i nienaukowej. W czerwcu tego samego roku apel został ponowiony przez 22 psychiatrów, którzy do wcześniejszych zastrzeżeń dorzucili nielogiczność. Ta sama grupa psychiatrów wydała książkę zatytułowaną „Niebezpieczny przypadek Donalda Trumpa”. W odpowiedzi na to Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne rozszerzyło zakres obowiązywania zasady Goldwatera o wyrażanie opinii na temat zdrowia psychicznego wszystkich osób publicznych. Dyskusja nad słusznością respektowania tego zakazu toczy się do dziś i odżywa szczególnie mocno, ilekroć po władzę sięga człowiek, co do którego pojawiają się podejrzenia o zaburzenia psychiczne.
Mocne argumenty padają z obu stron. Przeciwnicy zasady Goldwatera podkreślają, że kodeksy etyczne lekarzy czy psychologów zobowiązują ich do udziału w działaniach przyczyniających się do poprawy dobrostanu społeczności i zdrowia publicznego. A czyż ostrzeganie przed sięgnięciem po władzę przez osobę zaburzoną psychicznie nie jest prostą realizacją tego nakazu? Z drugiej strony, te same kodeksy wymuszają stosowanie rygorystycznych standardów diagnostycznych, dbałość o godność osoby diagnozowanej i ochronę przed stygmatyzacją.
O tym, jak ogromne są sprzeczności w odniesieniu do zasady Goldwatera, świadczy fakt, że kilka tysięcy specjalistów od zdrowia psychicznego w USA założyło organizację o nazwie Światowa Koalicja na rzecz Zdrowia Psychicznego (World Mental Health Coalition), w opozycji do Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, które ich zdaniem wraz z prezydenturą Trumpa nie tylko nie spełniło obowiązku społecznego zawodu psychiatry, lecz także uniemożliwiło to tym profesjonalistom, którzy starali się ową powinność wypełnić. Pikanterii debacie dodaje to, że Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne otrzymuje fundusze federalne, które zostały znacznie zwiększone za pierwszej administracji Trumpa. Oskarżono je więc o konflikt interesów.
Jak dokładne są diagnozy psychologiczne osób publicznych?
Na słuszność stosowania zasady Goldwatera warto jednak spojrzeć nie tylko przez pryzmat sprzecznych nakazów deontologicznych, lecz przede wszystkim pod kątem rzetelności diagnostycznej. Jeśli bowiem diagnozowanie na odległość, bez osobistego kontaktu z badanym, nie gwarantuje możliwości postawienia rzetelnej diagnozy, to żaden imperatyw etyczny nie znosi kontrowersyjnej zasady. Pierwszy dylemat do rozstrzygnięcia leży zatem w obszarze rzetelności uzyskanych danych.
Czynnikiem, który może obniżać trafność diagnoz polityków, jest swoista gra, w którą grają kandydaci na eksponowane stanowiska. Marketing polityczny i kampanie wyborcze to nieustanne próby pokazania siebie jako lepszych niż w rzeczywistości, zatuszowanie wad i zaskarbienie sobie przychylności wyborców. Jeśli kandydat jest zaburzony psychicznie, to zarówno on sam, jak i jego sztab wyborczy zrobią wiele, aby to ukryć. Taka sytuacja zdarza się rzadziej podczas typowej diagnozy na potrzeby kliniczne. Można zatem z bardzo dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że wszelkie diagnozy kandydatów będą dla nich korzystniejsze niż stan faktyczny. To wszystko oczywiście przy założeniu, że diagnozujący są politycznie neutralni. Jeśli jednak ten warunek nie zostanie spełniony, to jakiekolwiek rozważania stracą sens.
Jednocześnie warto zwrócić uwagę, że w tych rzadkich przypadkach, kiedy specjaliści od zdrowia psychicznego decydowali się na pogwałcenie zasady Goldwatera, nigdy nie czynili tego w pojedynkę. Zwykle diagnozę formułowała duża grupa podzielająca przekonanie o jej trafności. Nie daje to oczywiście gwarancji nieomylności, ale z pewnością zwiększa prawdopodobieństwo precyzji diagnozy – po to właśnie powołuje się konsylia lekarskie. Jeśli dyskusja toczy się publicznie, tak, jak to miało miejsce w opisywanych przypadkach, to szansa, że ktoś wytknie diagnozującym błędy, też jest większa niż wówczas, kiedy specjalista formułuje diagnozę sam.
W 1964 r., kiedy Barry Goldwater starał się o urząd prezydenta USA, i jeszcze w 1973 r., kiedy zasadę formułowano, zarówno liczba kanałów informacyjnych, jak i ilość możliwych do zdobycia informacji o zachowaniach ocenianych na odległość polityków była nieporównanie mniejsza od tej, z jaką mamy do czynienia dzisiaj. W czasach Goldwatera wystąpienia publiczne były przygotowywane przez sztaby wyborcze, kandydaci brali udział w nielicznych debatach. Możliwość ich obserwacji zapewniały wyłącznie kanały telewizyjne i radiowe. Dzisiaj politycy funkcjonują w rzeczywistości, która przypomina reality show – są filmowani w każdej publicznej sytuacji nie tylko przez profesjonalistów montujących materiał na potrzeby swoich stacji i serwisów informacyjnych, lecz także przez zwykłych ludzi za pomocą wszędobylskich smartfonów. Angażują się w dyskusje w social mediach o każdej porze dnia i nocy. Z całą pewnością możemy stwierdzić, że dzisiaj materiał obserwacyjny służący do postawienia ewentualnych diagnoz jest bez porównania obszerniejszy i mniej przefiltrowany pod kątem marketingu politycznego, niż miało to miejsce w latach 60. i 70. XX wieku.
Przymus osobistego kontaktu i rozmowy jako podstaw prawidłowej diagnozy psychiatrycznej nie jest przy tym uzasadniony ani twardymi dowodami empirycznymi, ani przekonującymi przesłankami teoretycznymi. Trafność procesu diagnostycznego znacząco zakłócają świadome i nieświadome zniekształcenia poznawcze, ponieważ pacjenci w ramach spotkania klinicznego mogą próbować wywierać na diagnoście pożądane wrażenie. Natomiast materiał, co do którego oceniany nie miał świadomości, że zostanie wykorzystany w celu diagnozy, zwykle nie zawiera zatuszowań charakterystycznych dla sytuacji spotkania z psychiatrą.
Nowoczesne narzędzia i AI w ocenie zdrowia psychicznego polityków
Za uchyleniem zasady Goldwatera przemawia również rozwój metod diagnostycznych. W latach 80. XX w. zaczęto w psychologii z powodzeniem stosować analizę treściową swobodnych wypowiedzi formułowanych nie tylko na potrzeby diagnozy. Dzięki niej, dysponując odpowiednio obszernym zarejestrowanym materiałem, nie musimy już zadawać badanemu pytań kwestionariuszowych, a mimo to potrafimy wyłuskać z wypowiedzi specyficzne cechy i objawy psychiczne, takie jak zaburzenia nastroju, zniekształcenia poznawcze, objawy psychozy, zaburzenia lękowe, style radzenia sobie, zaburzenia poznawcze i neurodegeneracyjne, komponenty motywacyjne, wartości i wiele innych. Przełom wieków przyniósł rozwój komputerowych narzędzi do automatycznej analizy słów i fraz w tekstach osób badanych, a analiza treści wypowiedzi jest już stałym elementem diagnozy psychologicznej w badaniach nad zaburzeniami nastroju czy osobowości i oceny funkcji poznawczych.
Rozwój sztucznej inteligencji znacząco przyspieszył i wzbogacił analizę treści wypowiedzi, przenosząc ją z ręcznego kodowania do automatycznego przetwarzania dużych zbiorów danych w czasie rzeczywistym. Dzięki modelom opartym na sieciach neuronowych można dziś wydobywać kluczowe motywy, emocje czy wskaźniki osobowości w setkach tysięcy dokumentów jednocześnie. Niektóre platformy AI, np. Azure AI Foundry, oferują gotowe rozwiązania do multimodalnej analizy treści, przekształcając nieustrukturyzowane dane tekstowe, dźwiękowe i wideo w szczegółowe informacje o preferencjach, intencjach czy trendach komunikacyjnych. Z powodzeniem wykrywają też dezinformację i manipulację retoryczną.
Powstała też cała gama narzędzi opartych na informacjach niewerbalnych i akustycznych, które wspierają nieinwazyjną ocenę stanów psychicznych oraz funkcji neurologicznych. Wideo- i audioanaliza umożliwiają wykrywanie wzorców emocji, stresu, spowolnienia mowy czy niekontrolowanych ruchów, dodając w ten sposób do diagnostyki nowy wymiar. Analiza mimiki twarzy wykorzystuje Facial Action Coding System do rozpoznawania drobnych jednostek ruchu mięśniowego, a specjalistyczne oprogramowanie automatyzuje kodowanie mimicznych wskaźników emocji, pozwalając ocenić poziom lęku, złości czy smutku w czasie rzeczywistym.
Badanie akustycznych parametrów mowy i prozodii (brzmieniowych właściwości mowy nakładających się na głoskowy, sylabiczny i wyrazowy ciąg wypowiedzi) umożliwia diagnozę depresji, manii i wczesnych objawów chorób neurodegeneracyjnych. Potrafimy także analizować dynamikę chodu i gestykulacji, a na podstawie nietypowych wzorców ruchowych zidentyfikować zaburzenia neurologiczne (np. chorobę Parkinsona) lub psychosomatyczne. Dostępne dzisiaj platformy multimodalne integrują analizę mimiki i akustyki, umożliwiając kompleksową ocenę reakcji emocjonalnych i fizjologicznych np. podczas interakcji wideo, co zdecydowanie wzbogaca diagnostykę kliniczną.
Wszystkie te narzędzia sprawiają, że trafność diagnoz stawianych na odległość dzisiaj, ponad pół wieku po sformułowaniu zasady Goldwatera, jest nieporównywalna z tym, co potrafili nasi poprzednicy, choć oczywiście nie dają wszystkiego tego, co pełna diagnoza przeprowadzona zgodnie z obowiązującymi standardami i w bezpośrednim kontakcie z osobą badaną. Postęp z pewnością przemawia jednak za uchyleniem zasady Goldwatera, choć oczywiście nie może być jedynym jego powodem.
Dlaczego zdrowie psychiczne przywódców ma kluczowe znaczenie dla państwa
Im wyższy magistrat, tym ostrzejszy trybunał, bo z wielkiej władzy płynie większa odpowiedzialność, a grzechy wodzów bardziej obciążają resztę – tak można sparafrazować przemyślenia Cycerona zawarte w jego dziele „O państwie”. Podobnego zdania byli Platon, Arystoteles i Seneka Młodszy, a w średniowieczu kontynuował ich myśl Tomasz z Akwinu. Czy mając w ręku narzędzia prognozowania zachowania naszych wodzów, nie mamy obowiązku raczej zapobiegać ich grzechom, niż je potem rozliczać?
Diagnozując pretendujących do najwyższych urzędów w państwie, możemy wszcząć fałszywy alarm, stwierdzając błędnie, że kandydat jest zaburzony. Konsekwencją takiego błędu będzie złamana kariera polityka i ewentualna utrata jego niezwykłych kompetencji, jeśli takie posiadł. Rezygnując z diagnozy, dopuszczamy możliwość oddania władzy w ręce człowieka nieobliczalnego i spowodowania nieodwracalnych szkód dla całego społeczeństwa. Czy położywszy na szalach konsekwencje tych dwóch błędów i zważywszy je, powinniśmy nadal chronić tabu, jakim za sprawą zasady Goldwatera stało się zdrowie psychiczne polityków? ©Ⓟ