Miesiąc po inauguracji prezydenta Trumpa prokurator generalna Pam Bondi zapowiedziała, że odtajni akta sprawy, która w świecie MAGA stała się filarem mitu o rządzącej Ameryką podziemnej elicie nazywanej głębokim państwem (deep state). Skrajnie prawicowi influencerzy i aktywiści czekali na ten moment od lat: śmierć Jeffreya Epsteina, milionera, który wykorzystał seksualnie kilkadziesiąt nastolatek, miała zostać w końcu wyjaśniona, a jego protektorzy na szczytach władzy – zdemaskowani i ukarani.
Epstein popełnił samobójstwo w areszcie w lipcu 2019 r., zaraz po tym, jak nowojorska prokuratura postawiła mu nowe zarzuty, tym razem związane z kierowaniem grupą handlującą nieletnimi prostytutkami. Ale żarliwym wyznawcom MAGA oficjalna wersja wydała się jedynie zasłoną dymną skrywającą szeroko zakrojoną operację tuszowania prawdy. Skandal skupiał w sobie wszystkie elementy sprzyjające spiskowym narracjom – politycznie ustosunkowany finansista przez ponad dekadę bezkarnie prowadzi seksbiznes na salonach Manhattanu i Palm Beach, by nagle umrzeć przed rozpoczęciem procesu, który miał ujawnić nazwiska jego prominentnych klientów. Internetowi detektywi kreślili fantastyczne scenariusze, które odmalowywały śmierć Epsteina jako morderstwo na zlecenie pedofilskiej kliki trzęsącej Waszyngtonem i Wall Street, a w roli jej lidera obsadzały Billa Clintona. W podcastach i mediach społecznościowych trwały niekończące się spekulacje o zakonspirowanych agentach, którzy pilnują, by dowody zdeprawowania osobistości z wyższych sfer nigdy nie ujrzały światła dziennego. W uniwersum MAGA akta Epsteina były niczym magiczny sekret, którego ujawnienie spowoduje, że głębokie państwo runie jak domek z kart.
Zdrada i partactwo. „Akta Epsteina” rozczarowały Amerykę
Prokurator generalna tylko podsycała oczekiwania związane z treścią materiałów. – Zrobi się wam od nich niedobrze – mówiła Bondi. Zapewniała, że przygotowuje „ciężarówki pełne dokumentów”. Na trawniku przed Białym Domem zorganizowała polityczny spektakl – wręczyła kilkunastu zaprzyjaźnionym influencerom pokaźne segregatory z etykietą „Akta Epsteina: Etap 1”.
Ich zawartość okazała się rozczarowująca. Zamiast nazwisk wpływowych mężczyzn wykorzystujących nastolatki znalazły się w nich głównie publicznie dostępne informacje, takie jak dzienniki pokładowe czy opisy przedmiotów znalezionych w posiadłościach finansisty. Bondi próbowała stłumić oburzenie zapewnieniami, że udostępni więcej dokumentów. Nazwiska jednak się nie pojawiały.
Prawdziwa rebelia wybuchła dwa tygodnie temu, gdy Departament Sprawiedliwości i FBI opublikowały memorandum, w którym ogłosiły, że lista Epsteina nie istnieje. Po przebadaniu akt sprawy śledczy potwierdzili, że jego śmierć nastąpiła w wyniku samobójstwa. Nie znaleziono też żadnych dowodów na to, że sutener szantażował swoich klientów, ani materiałów, które byłyby podstawą do postawienia zarzutów o udział w pedofilskim procederze kolejnym osobom.
Departament Sprawiedliwości liczył, że memorandum zamknie sprawę i spacyfikuje nastroje, ale stało się inaczej: spiskowe szaleństwo rozkręciło się jeszcze bardziej. Na kanałach alt-rightowych komentatorów lawinowo padały oskarżenia o „zdradę”, „partactwo” i „gigantyczną kompromitację”. „Sprawa Epsteina jest dla ludzi ważna. Nie tylko z powodu makabrycznych przestępstw przeciwko dzieciom, lecz także dlatego, że istnieją dowody tuszowania afery przez rząd” – napisała na X Liz Wheeler, gwiazda telewizji internetowej BlazeTV. Jedna z najzagorzalszych trumpistek w Kongresie Marjorie Taylor-Green ostrzegła, że jeśli administracja nie opublikuje „akt Epsteina”, to twardy elektorat na zawsze się od niej odwróci. „To, co zrobiono, jest całkowitą odwrotnością tego, co zapowiadano. Ludzie tego nie zaakceptują” – podkreśliła w rozmowie z „New York Timesem”. „Zwykli Amerykanie idą do więzienia, jak zrobią coś złego, a bogatym, wpływowym elitom zawsze udaje się wymknąć” – dodała.
Wiarę w to, że historia Epsteina jest robotą tajnych sił, ugruntowało zwłaszcza wielogodzinne nagranie z kamery umieszczonej w korytarzu naprzeciwko jego celi, które dołączono do memorandum. Tropiciele matactw szybko wychwycili, że na taśmie brakuje jednej minuty. Wprawdzie eksperci, którzy przeanalizowali metadane, nie dopatrzyli się śladów celowej manipulacji, ale alt-rightowych komentatorów te tłumaczenia nie przekonywały. Wielu rzucało podejrzenia na demokratów. Inni, jak np. popularny youtuber Benny Johnson, insynuowali, że głębokie państwo infiltrowało także administrację Trumpa, żeby ją ośmieszyć i skłócić z elektoratem. Teoriospiskowcy znani z oddawania się najbardziej karkołomnym fantazjom – tacy jak Alex Jones – zobaczyli w działaniach Departamentu Sprawiedliwości przykrywkę dla operacji CIA i Mossadu.
Próba ucięcia sprawy Epsteina wydawała się im o tyle szokująca, że ludzie, którzy stoją obecnie na czele FBI, przed wyborami głośno domagali się ujawnienia listy klientów sutenera. Szef agencji Kash Patel zbudował sobie pozycję w obozie trumpistów występami w podcastach, w których pompował narracje o zawodowych biurokratach chroniących potężną siatkę pedofilską. Jego zastępca Dan Bongino głosił podobne tezy, gdy był gospodarzem programu w Fox News.
Wściekłość MAGA skupiła się jednak na Pam Bondi. Czołowi influencerzy zarzucali prokurator generalnej niekompetencję i okłamywanie Amerykanów, apelując do Białego Domu o jej zdymisjonowanie. Laura Loomer, aktywistka określająca się jako „biała nacjonalistka”, namawiała nawet administrację do zbadania, czy działania Bondi nie noszą znamion krycia handlarzy nieletnimi prostytutkami.
Trump nie tylko stanął w obronie prokurator generalnej, lecz także dyskredytował teorię o ukrywaniu tajemnic pedofila jako… szwindel rozkręcony przez lewicę. Kalkulował prawdopodobnie, że to wystarczy, aby uciszyć awanturników – tak było w przypadku innych kwestii, które wywołały spory w szeregach lojalistów, np. dalszego udzielania pomocy Ukrainie, przyłączenia się USA do izraelskiego ataku na Iran czy zwiększającej wydatki na zbrojenia „wielkiej, pięknej ustawy”. Jednak akta Epsteina były czymś więcej niż punktem w programie wyborczym. Idea uprzywilejowanej kasty potajemnie kontrolującej kraj stanowi tożsamościowy rdzeń MAGA. Trump miał być tym, który rozbije ją pył.
Dlatego – mimo starań Białego Domu o zmianę tematu i udobruchanie rozhukanych influencerów – internetowa gawiedź dalej żądała prawdy. Rozsierdzenie prezydenta narastało, czemu dawał wyraz w coraz ostrzejszych atakach na członków swojego obozu, którzy nie chcieli się podporządkować. W zapiekłej tyradzie na platformie społecznościowej Truth Social nazywał ich „wymoczkami, którzy dali się nabrać na bzdury”. „W sześć miesięcy osiągnąłem prawdopodobnie więcej niż jakikolwiek inny prezydent w naszej historii, a ci ludzie, mocno podpuszczani przez demokratów i fejkowe media, chcą gadać tylko o bujdzie z Epsteinem” – złościł się gospodarz Białego Domu.
Świetny facet. Nowe fakty o relacji Trumpa i Epsteina
Na falę okołoepsteinowej obsesji wskoczyli demokraci, którzy snują podejrzenia, że Trump naciska na zamknięcie sprawy, aby nie dopuścić do ujawnienia jego udziału w pedofilskim procederze. W maju prokurator generalna ostrzegła prezydenta, że jego nazwisko przewija się w aktach śledztwa.
W latach 90. XX w. i na początku pierwszej dekady XXI w. Trump i Epstein utrzymywali bliskie relacje. Liczne zdjęcia i rubryki plotkarskie z tamtego okresu składają się na kronikę hulaszczego życia dwóch playboyów: widywano ich razem w ekskluzywnych nowojorskich klubach, na konkursach piękności i imprezach z modelkami Victoria’s Secret. Finansista regularnie gościł na przyjęciach plażowych w Mar-a-Lago (miał posiadłość położoną 3 km dalej), a deweloper korzystał z jego prywatnego odrzutowca. „Znam Jeffa od 15 lat. Świetny facet” – opowiadał Trump magazynowi „New York” w 2002 r. „Można się z nim nieźle bawić. Mówi się nawet, że lubi piękne kobiety tak samo jak ja. I wiele z nich jest raczej z tych młodszych”.
Próba „ucięcia sprawy Epsteina” wydawała się zwolennikom teorii spiskowych o tyle szokująca, że ludzie, którzy stoją obecnie na czele FBI, przed wyborami głośno domagali się ujawnienia listy klientów sutenera
„Wall Street Journal” odsłonił tydzień temu nowy szczegół świadczący o łączącej obu mężczyzn zażyłości. Według ustaleń dziennikarzy, w 2003 r. Trump podarował Epsteinowi z okazji 50. urodzin lubieżny liścik ozdobiony narysowanym mazakiem szkicem nagiej kobiety. Na dole kartki widniały życzenia: „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – i niech każdy dzień będzie kolejnym cudownym sekretem”. Prezydent w ostrych słowach zaprzeczył tym doniesieniom, zaręczając, że „nigdy się nie zajmował rysowaniem obrazków”, a w ramach odwetu zafundował „Wall Street Journal” pozew o zniesławienie na 20 mld dol. Nie trzeba było dużo czasu, aby dokopać się całej masy szkiców nowojorskich drapaczy chmur czy panoramy miasta sygnowanych nazwiskiem Trumpa – miliarder często przekazywał swoją twórczość na aukcje charytatywne.
Amnestia dla wspólników. Jak Epstein uniknął więzienia?
Dwa lata po tym, jak Trump nazwał Epsteina „świetnym facetem”, ich drogi się rozeszły. Powody zerwania znajomości nie są jasne. Wiadomo, że w 2004 r. obaj starali się o kupno posiadłości z widokiem na Atlantyk, która po bankructwie właścicieli miała trafić na licytację. Ostatecznie wygrała oferta Trumpa. Od tamtego czasu nie ma śladów kontaktów między panami.
Kilka miesięcy po aukcji nieruchomości do komisariatu policji w Palm Beach zgłosiła się kobieta, która opowiedziała o tym, jak Epstein zapłacił jej 14-letniej pasierbicy za zrobienie mu nago masażu. Zawiadomienie dało początek 13-miesięcznemu śledztwu, które doprowadziło do odnalezienia kilkunastu nastolatek nakłanianych przez finansistę do spełniania jego seksualnych zachcianek. Wkrótce sprawa ściągnęła również uwagę FBI, które podejrzewało, że skala patologii może być dużo większa. Agenci dotarli do ok. 30 kolejnych ofiar oraz dowodów pozwalających oskarżyć Epsteina o przestępstwa seksualne, za które mógłby pójść do więzienia federalnego na resztę życia. Mężczyzna uniknął jednak surowego wyroku dzięki pomocy swojego prawniczego dream teamu, w którym znaleźli się m.in. prof. Alan Dershowitz z Uniwersytetu Harvarda i były zastępca prokuratora generalnego Kenneth Starr. Na mocy tajnej ugody wynegocjowanej z prokuraturą Epstein przyznał się przed sądem stanowym jedynie do zarzutu stręczycielstwa. Zamiast 45 lat dostał 18 miesięcy pozbawienia wolności w komfortowych warunkach – został umieszczony w prywatnym skrzydle więzienia, z którego po trzech miesiącach mógł wychodzić na 12-godzinne przepustki „do pracy”.
Porozumienie zagwarantowało immunitet nie tylko czterem wspólnikom pedofila wykrytym przez FBI, lecz także wszystkim innym, którzy w przyszłości mogliby być narażeni na zarzuty w razie wypłynięcia nowych dowodów. Innymi słowy: nikt, kto był uwikłany w seksproceder, nie musiał się obawiać odpowiedzialności karnej.
Gdy w 2018 r. warunki ugody opisała dziennikarka „Miami Herald” Julie K. Brown, zastanawiano się, co o nadużyciach Epsteina wiedzieli jego znani i wysoko postawieni znajomi. I jak to możliwe, że milioner wciągnął w swoją orbitę taką mozaikę osobowości? Bill Gates, brytyjski książę Andrew, Ehud Barak, Tony Blair, Larry Summers, David Copperfield, Steven Pinker… To pytania, na które nadal brakuje przekonujących odpowiedzi.
Teorie spiskowe wracają
Promowanie teorii spiskowych to jeden z fundamentów, na których Trump budował swoją karierę polityczną. Gdy kilkanaście lat temu lansował narrację o tym, że Barack Obama nie urodził się w Stanach Zjednoczonych, w Partii Republikańskiej traktowano go jak odszczepieńca, lecz to właśnie wtedy wielu mieszkańców amerykańskiej prowincji dostrzegło w nim swojego trybuna. Podczas kampanii prezydenckiej w 2016 r. miliarder dawał głos skrajnie prawicowym trollom, powtarzając groteskowe pogłoski o tym, że Hillary Clinton kieruje pedofilską szajką z pizzerii w Waszyngtonie. „Pizzagate” płynnie przeszła w kult QAnon, którego wyznawcy wierzą, że USA włada satanistyczny kartel zajmujący się dziecięcą prostytucją, zaś gospodarz Białego Domu prowadzi przeciwko niemu ściśle tajną kampanię. Przywódca MAGA mrugał do nich okiem, kiedy uznawał to za użyteczne, ugruntowując reputację outsidera, który demoluje skorumpowany establishment. W ostatnich latach kult QAnon stracił na sile, ale jego przewodnie motywy zostały wchłonięte przez influencerskie zaplecze administracji.
Jak zauważył publicysta „Washington Post” Philip Bump, w sprawie Epsteina Trump po raz pierwszy od wejścia na scenę polityczną opowiedział się po stronie „złych elit”. „Zamiast wykorzystywać siłę myślenia spiskowego na własną korzyść, patrzy teraz, jak jest ona używana przeciwko niemu” – pisze Bump. Są jednak sygnały, że oburzenie MAGA może powoli przygasać. Stephen Bannon, były doradca prezydenta, który jak nikt inny potrafi odczytywać nastroje w obozie, stwierdził, że sensacje „Wall Street Journal” zostały odebrane jako typowy atak medialnego establishmentu na niewygodnego prezydenta. W odpowiedzi wielu twardych zwolenników Trumpa, którzy krytykowali administrację za uciszanie pedofilskiego skandalu, ruszyło w jego obronie. ©Ⓟ
Handlarz seksualnymi niewolnicami
Epstein najpierw namawiał nastolatki (zwykle z biednych, rozbitych rodzin) na zrobienie mu nago masażu, w zamian oferując nawet kilkaset dolarów w gotówce. Szybko zaczynał domagać się bardzo konkretnych usług seksualnych – nie tylko dla siebie, lecz także dla znajomych. Przez rezydencje finansisty przetaczało się tyle dziewcząt, że jego zaufani współpracownicy stworzyli grafik perwersyjnych sesji.