Wojskowa prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie pilota, który w sierpniu br., wioząc prezydenta Lecha Kaczyńskiego, odmówił lądowania w stolicy Gruzji, Tbilisi.

O odmowie wszczęcia śledztwa poinformował w czwartek PAP rzecznik Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie ppłk Karol Kopczyk. Przyznał, że prokuratura prowadziła postępowanie sprawdzające. Bliższe szczegóły decyzji o odmowie nie są jeszcze znane.

W sierpniu, kilka dni po wybuchu walk w Gruzji, prezydent Lech Kaczyński udawał się do tego kraju z prezydentami Litwy i Estonii oraz premierem Łotwy. Samolot poleciał przez Ukrainę do Azerbejdżanu, skąd delegacja udała się do stolicy Gruzji w kolumnie samochodów. Po międzylądowaniu w Symferopolu na Ukrainie, gdzie na pokład wsiadł prezydent Ukrainy, L. Kaczyński chciał, by samolot nie leciał do Gandżi w Azerbejdżanie, lecz od razu do Tbilisi. Po wylądowaniu w Azerbejdżanie prezydent zapowiadał, że "po powrocie do kraju wprowadzimy porządek w tej sprawie", a podczas lotu powiedział o dowódcy załogi, że "oficer powinien być mniej lękliwy".

Jak wyjaśniał rzecznik Sił Powietrznych ppłk Wiesław Grzegorzewski, Tu-154 z pułku specjalnego lecąc do Azerbejdżanu wykonywał lot według planu przedstawionego przez Kancelarię Prezydenta. "Nie było zgód dyplomatycznych na lot do Tbilisi, pilot nie miał wiedzy, kto kontroluje przestrzeń powietrzną Gruzji, kto zabezpiecza naziemne środki kontroli ruchu, w jakim stanie jest lotnisko. Po analizie sytuacji pilot podjął decyzję, by lecieć zgodnie z planem" - mówił PAP Grzegorzewski.

Minister obrony Bogdan Klich mówił z kolei, że otrzymał od pilota meldunek na piśmie opisujący całe zdarzenie. "Wynika z niego, że było co najmniej siedem powodów, dla których kapitan nie zdecydował się na przelot (do Tbilisi)" - podał szef MON.